piątek, 30 września 2016

LUNΔR CEREMONY


Oto i nadszedł czas kiepskich zdjęć na tle białych drzwi (częściowo załapała się też kanapa, ale ćśśś) >D W przeciwieństwie do tego, jak ja się prezentuję światu, moje mieszkanie to pastelowa kraina łagodności, jeśli nie liczyć skarbonki w kształcie jeleniej czaszki. Ogólnie bardzo lubię czaszki, ale żeby być chociaż troszkę oryginalną - raczej te zwierzęce; jelenie i kocie są bardzo ładne. Ale za to na przykład końskie są mega creepy i nikt mnie nie przekona, że mają w sobie jakiś powab (w przeciwieństwie do konia w całości, żywego). Ten ich maniakalny uśmiech jest zaprzeczeniem powabu.
Jak widać, nie miałam pomysłu na tytuł tak bardzo, że aż skorzystałam z generatora nazw dla zespołów witch house'owych. Wspaniały wynalazek - i odnosi się to zarówno do generatora, jak i gatunku muzycznego. Na tyle, nie wiem, harmonijny i w sumie nienarzucający się, że można spokojnie sobie puścić w tle, jednocześnie w jakiś sposób klimatyczny, ale nie strach słuchać po ciemku - nie to co dark ambientu (który też lubię, ale który potrafi mi zrobić z mózgiem złe rzeczy). No ale ja jestem osobą, która słucha szumu lodówki połączonego z syntezatorem i uważa, że to muzyka (dla ciekawych - Sun O))) ).

And here comes the time of poorly executed photos with doors as background (and a teeny tiny bit of my couch, but shhh) >D Opposite to how I present myself to the world, my flat is a pastel wonderland of all things gentle and nice, if you don't count the deer skull saving bank in. In general, I like skulls as a decorative motive, but to be at least a bit original - the animals' ones; cats and deer have quite nice ones. But, for example, horse skulls freaks me out - they're beyond creepy and no one will make me believe that they actually have any charm (but horses, as a whole and living creatures, definitely are charming). Not with that permanent manic smile.
As you can see, I was so uncreative with title that I turned for help to witch house bands name generator. Great thing - the generator and the music genre as well; pleasant enough to play in the background when you get things done, but still got that specific atmosphere, but not to spooky and unsettling that you cannot listen to it in the dark - what happens to me with dark ambient (which I like a lot, it just does weird stuff to my brain sometimes). But, welp, I'm a person who listens to the fridge's buzzing sounds and synthesiser and says that's music (for the curious and brave - Sun O))) ).


Korzystając z ciepłej pogody (całe siedemnaście stopni! Fenomen, proszę państwa) pozwoliłam sobie na wyglądanie dziewczęco a nieskromnie. Znaczy, dziewczęco jak na mnie, która potrafię wyglądać jak wyjątkowo zniewieściały chłopiec i bywam z mężczyzną mylona, jeśli wyjdę z domu w ciuchach płciowo neutralnych oraz z makijażem ograniczonym do kremu BB (lub w ogóle bez takowego). Cóż, jedenastoletnią wersję mnie takie pomyłki cieszyły bardzo, bo dziewczynką być nie miałam ochoty - czy raczej do bycia dziewczynką nie miałam nic, za to do bycia kobietą sporo. Biust mi się nie podobał do tego stopnia, że noszenie sportowych staników na codzień (wszyscy wiemy, co one robią z biustem, szczególnie tym mało imponującym) mi nie wystarczało i rozważałam bandaż uciskowy - co jest bardzo złym, niezdrowym pomysłem i już lepiej sobie samodzielnie uszyć binder. Mogłabym napisać, że teraz z kolei mam przechył w drugą stronę i staram się wyglądać, jak na moje skromne możliwości, najbardziej kobieco jak się da. Ale nie napiszę, ponieważ byłoby to nieprawdą. Ubieram się tak, jak się w danej chwili chcę poczuć. Czasami czuję się ziemniakiem, wtedy wyglądam jak ić stont i zostaw mnie, albo staram się ogarnąć tego ziemniaka i nadać mu w miarę ludzki kształt. Czasami mam ochotę w tradycyjny i stereotypowy sposób podkreślić to, że mam dwa chromosomy X. Najważniejsze jest właśnie to "czuję się, mam ochotę"; bardzo nie lubię być do czegoś zmuszana, zwłaszcza gdy dotyczy to mojego wyglądu czy zachowania. Szczególnie, gdy wymóg nie ma żadnego logicznego poparcia poza przekonaniami kulturowymi.
Ale wracając do zaprezentowanego ubioru - takie skojarzenie dosyć luźne, może tylko ja je mam, ale lubię myśleć o tej sukience, że mimo nieskromnej długości (i koloru) jest jak druidzka ceremonialna szata >D Jest też trochę subtelnych nawiązań do natury (ergo, do żniw, ergo do kultu ziemi, to przecież oczywiste >D ), choćby pierścionki we wzroki gałązkowo-liściaste, takiż pasek (jeśli nie da się dostrzec roślinnych motywów na zdjęciach, to nic strasznego - na żywo też ciężko i najlepiej patrzeć pod światło czy też z lupą) i naszyjnik z jednym z moich absolutnie ukochanych obrazów Muchy, Latem z roku 1896 (moim nieskromnym zdaniem seria czterech pór roku z tego właśnie okresu jest najlepsza i najbardziej w le style Mucha; chociaż Zima w absolutnie żadnej wersji nie wygląda ładnie i jako osoba lubiąca tę porę roku jestem wielce niekontent z tego powodu).
W ogóle to tak, moje zainteresowania rozciągają się na europejskie religie pogańskie - kolejna rzecz, która wyewoluowała z zainteresowania hippisami i literaturą fantasy; zainteresowanie moje nie jest jakieś bardzo głębokie, to coś na zasadzie "ależ mi się dzisiaj nudzi, poczytam sobie to opracowanie mitologii celtyckiej ponieważ czemu nie", zainteresowanie odżywające gdy napotkam jakiś ciekawy artykuł czy coś. Czyli takie raczej dosyć pasywne i bardzo poboczne (jakby było inaczej, zostałabym antropologiem :v ).

Taking advantage of the unusually warm weather (seventeen Celsius degrees, people!) I let myself look girly and unmodestly. Well, girly in my understanding, because I can look like a very feminine boy and it sometimes happen that people mistake me for a man, especially when I wear gender neutral clothes and limit my makeup to just BB cream (or, from time to time, I go completely bareface). Well, my eleven-years-old-self would be happy for such incidents, because I didn't want to be a girl - or, to be more precise, I had so many reasons against being a woman. I didn't like having breasts at all, to the point that wearing a sport bra on daily basis (we all know how not so prominent breasts usually looks like in a sport bra) wasn't enough and I was toying with the idea of using elastic bandages - which is a bad, bad idea, and it's better to purchase a binder or even make one yourself. I may write now that nowadays I'm on the opposite side and trying to be as feminine as it's possible with my humble skills, but that won't be true. I dress in a way I feel like at the exact moment, or as I want to feel. Sometimes I feel like a potato, so I look like go away leave me alone, or I'm trying to give this potato a human-resembling shape. Sometimes I want to be feminine and highlight the fact that I own two X chromosomes in a traditional, stereotypical way. The most important are those words - I want, I feel like. I really hate when someone forces me to ddo something, especially when it has something to do with my look or behaviour. Even more when it doesn't have any valid, logical reason, but only cultural norms.
But back to the outfit - maybe it's just me, but if not the colour and lenght, this dress would totally look like a druid's ceremonial robe >D And there're some subtle connections to nature theme (ergo, to harvest season, from that to the cult of the earth, isn't that obvious? >D ) - leafs-and-twigs ornaments on my rings, belt with similar decor (don't worry if you're having difficulties with seeing it - in person the issue is the same, you need either to stand towards the light or have a magnifying glass) and the necklace with my favourite of all Mucha's graphics - Summer from 1896 (imho this version of four seasons series is the best, the most le style Mucha; although Winter isn't done nicely in any of the versions and as a person who likes this season I'm highly disappointed).
Anyway, yes, my interests extend to European pagan religions - another thing which evolved from my fascination with hippies and appreciation of fantasy literature; my interest, however, isn't that deep - more like "I'm utterly bored, gonna read that Celtic Mythology thing" or interest coming alive when I encounter an interesting articule somewhere. So I'm, like, keen, but not too keen on that, in a rather passive way (if things were different I would be an anthropologist :v ).

Necklace - Made by me || Rings - Six, I am || Dress - Thrift shop || Belt - ??? || Over-the-knee-socks - ??? || Shoes - Clarks || Bag - Restyle

piątek, 23 września 2016

You made flowers grow in my lungs


Lato się skończyło, ale wszyscy wrzucają ostatnie letnie stylówy, to gorsza nie będę. Zdjęcia to znów odgrzewany kotlet (ale za to jakie wspaniale uchwycony został mój wyraz zdegustowania światem, temperaturą, słońcem i turystami - opisuję tak kwieciście, bo prostego wyrażenia resting bitch face nie lubię), bo od tygodnia jestem w Szkocji i zamarzam. To znaczy, zamarzałam na początku, bo to jednak jest pewien szok, wylecieć z miejsca, w którym było około dwudziestu ośmiu stopni, a wylądować w mieście, gdzie temperatura wynosi stopni piętnaście. I jeszcze pada, bo czemu nie. Obecnie zamarzam jedynie przy zmywaniu naczyń, bo woda w kranie ma tylko dwie temperatury, a jednak nie chcę mieć poparzonych dłoni. Wystarczy, że zdołałam sobie rozciąć palce deską kreślarską. Nie polecam, boli bardzo i jeszcze nie chce się goić. Ale wciąż mam nadzieję, że dociągnę do końca studiów ze wszystkimi palcami (tak dla utrudnienia - czasami muszę korzystać z warsztatu stolarskiego)...

The summer has ended, but almost everyone post their last summer outfits, so here goes mine. Photos are again a bit old (but look how artfully my disgust with the world, temperature, sun and tourists was captured - descripction is there because I'm not a fan of the term "resting bitch face"), because I'm back in Scotland, studying, freezing and all. Well, I was freezing for first couple of days, it's quite a change when you departure from a place where it's around twenty eight degrees, and arrive at your destination and the temperature is fifteen. And it's raining, because why not.
At the moment, only my hands are freezing when I'm washing the dishes, because my sink has only two options for temperature - and I'd rather not have my hands burned. Especially because I managed to cut my fingers with drawing board. Not recommended, hurts like hell and doesn't want to heal nicely. But I'm still hoping to get my degree with all my fingers in place (which may be difficult, as I have to use the wood workshop sometimes)...


To chyba jak dotychczas najbardziej letni ze wszystkich moich letnich ubiorów. Jak raz odważyłam się założyć typowo letnie buty - i żałuję, bo jednak moje nogi nie są do takowych stworzone i dziko protestują. Rozpieściły je lata popylania w glanach, tak paradoksalnie - zamiast być w koszmarnym stanie, zrobiły się wydelikacone jak nigdy.
Sukienkę z kolei kocham miłością wielką i nieskończoną, mimo iż przez rodzaj materiału - jest jakby szydełkowana, o różnym stopniu prześwitywania w różnych miejscach (ergo, mimo iż czarna, jest bardzo przewiewna i lekka) - lubi się zaciągać; ale te rękawy, och, rękawy! Jako, że jestem osobą dosyć wysoką, to trudno mi znaleźć rzeczy o rękawach na tyle długich, żeby schować w nich dłonie, i żeby jednocześnie te rzeczy nie były dwa rozmiary za duże. A bardzo lubię rękawy przydługie i rozszerzane, a jak obydwie te cechy występują razem to już pełnia szczęścia. Można schować w nich dłonie, a nawet i uderzać ludzi takimi rękawami - bo szturchanie ręką i w ogóle kontakt fizyczny są passe, nieprawdaż?
A rzeczą już najbardziej letnią jest mój wielce bogaty wianek, niezbędne akcesorium na festiwalu muzycznym czy innym koncercie Florence, prawda. Chociaż akurat w moim wypadku faza na wianki pojawiła się wraz z Hannibalem >D Fandom tegoż serialu jest jednym z sympatyczniejszych (ponieważ gdyż eat the rude), ale to co na Tumblrze wyczynia(ło) się z tym serialem to jest... no. Pokręcone dosyć (vide Hannibal-muminek), może nawet pokręcone bardziej niż sam trzeci sezon (a to już jest osiągnięcie). Ale były w tej zupie fandomowych tworów wianki, i są one rzeczą wielce istotną. Wyrazem uznania i adoracji. Także ten. Dałam sobie wianek i się adoruję (a także subtelnie manifestuję sympatię do psychiatry-kanibala, bo czemu nie).

It may be the most summer-y outfit of all my summer outfits so far. For once, I was brave enough to wear shoes different than ballet flats - and have instant regrets, because my feet were certainly not made for sandals and vigoriously (and painfully) protested. Paradoxically, they were probably spoiled by years of wearing combat boots - now nothing seems to be comfortable enough.
For the dress, I love it unconditionally, even though this type of material - it's like a crotcheted one, with variable level of sheerness (ergo, despite being black, it's rather light and comfortable for hot weather) - likes to get random holes and so on; but the sleeves, oh, the sleeves! As I'm rather tall, it's difficult for me to find clothes with slightly too long sleeves, to say nothing about the ones where you can actually hide your hands - with not being bulky and too big in general at the same time. And I really like to have longer sleeves, and if those also happen to be of the bell type, that's just perfection. One can hide their hands in those, and even pat people with the sleeves - because patting with your actual hand is overrated, like having physical contact in gerenral, right?
And thing that gives the most summer vibes is definitely the flower crown, an essential accessory for all the music festivals and/or Florence's concerts. But in my case, the slight obsession with flower crowns started with Hannibal >D Fandom of this series is the nicest, the most polite one (after all, "eat the rude"...), althought its creations are... specific (i.e Hannibal the Moomin, enjoy). And twisted, maybe even more than the third season of the series itself (and to be so is an impressive achievement). But, in all of those things and stuff, there were flower crowns. And they're hella important. Sign of admiration, appreciation and love and all the warm fuzzy feelings. And so. I come to conslusion that I deserve a flower crown; I'm admiring myself (and subtly sygnalising my liking of a cannibal-psychiatrist, because why not).


Tłem dla zdjęć był tym razem neorenesansowy krużganek przy kościele Świętego Józefa - nie jest jakiś bardzo wyjątkowy, raczej skromny, ale tło stanowi wcale niezłe. Zresztą kościół sam w sobie z zewnątrz nie prezentuje się jakoś szczególnie - zresztą nie miał miejsca, żeby się jakoś ładnie rozłożyć formą, został wciśnięty między już istniejące budynki - do środka z kolei wejść nie mogłam, z racji na moje niekoszernie odsłonięte kolana jak i również z tego względu, że trwało nabożeństwo i cóż, jakoś tak niezręcznie byłoby się pchać, oglądać i zdjęcia cykać.

This time, the background of the photos was the neoreneissance cloister of Saint Jospeh Church - it's not very original or special, rather modest, but in my opinion it makes it a good place for photoshoots. The church itself is also unimpressive from the outside - but it had limited space for its form to expand, as it was squeezed between already existing buildings - and I couldn't get inside, partialy because of my knees showing unmodestly, partialy because there was a mass at the time and I would feel rather awkward walking around, looking at the artworks and decorations, taking photos ocasionally.

Flower crown - Primark || Necklace - "Orient Express" Indian shop | Rings - I am | Dress - TK Maxx | Belt - Ebay | Sandals - Conhpol |

czwartek, 15 września 2016

Art dump #1

Jako, że nie za bardzo jak mam wrzucić zdjęcia ubioru, to dzisiaj będą rysunki. Część w miarę nowa, część sprzed około roku, bo nie mam czasu na rysowanie a jeśli już mam to poświęcam go oglądaniu RuPaul's Drag Race. Zdaję sobie sprawę z tego, że jakość zdjęć na kolana nie powala, ale obiecuję nad tym w przyszłości popracować.

As I didn't have time to prepare an OOTD post, today I will present my drawings. Some are relatively new, some from last year or so, because I don't have time to draw much, and when I do, I spend this time watching RuPaul's Drag Race. I know that the quality of the photos isn't the best, but I promise to work on that issue in the future.





Kotałkowy szkic inspirowany tym wspaniałym gifem. Usiłowałam się bawić w metodę cieniowania podobną do tej, której używa Wolfskull Jack, ale wyszło to chyba średnio. Ryba miała stanowić kontrast do graficznego kotka i przy okazji była sprawdzianem, ile odcieni da się wyciągnąć z dwóch akwareli.

A sketch inspired by this amazing GIF. I was trying to incorporate way of shading similar to the one that Wolfskull Jack uses in her works, but it went... well, you see. The fish was meant to make a contrast with cat drawn in a more graphic way, and by the way, it was a test of how many shades can I achieve using only two watercolours.




Oświecony kotek, który króluje w nagłówku. Wzorowany był na kocie jak najbardziej realnym, jednym z rezydentów krakowskiej Kociej Kawiarni, który stawia pierwsze kroki ku oświeceniu, stając się chlebkiem i wystawiając jęzorek. Kotek narysowany jest techniką dotwork, którą lubię, ale jest trochę zbyt czasochłonna. Chociaż zrobiłam nią też inną, bardziej skomplikowaną pracę...

An enlighted kitty, you may recognise him from the blog's header. The reference for him was an existing cat, one of the residents of Cracow's Cat's Cafe, who's making his first steps on the path to enlightment by transforming into a bread loaf and sticking his tounge out. It's a dotwork drawing, a very time-consuming technique, but I like it anyway. But I have made way more complicated drawing this way...









A tutaj to ręka moja własna i osobista, rysowana bardzo dawno temu, po skończeniu przed czasem testu z historii. Coś trzeba było zrobić z piętnastoma minutami.

And here's my very own hand, drawn a long time ago, after finishing early a history test; I just had to do something productive with those fifteen minutes left.



I wreszcie coś bardziej aktualnego - jakiś czas temu w nocy wróciło do mnie istniejące już x lat i niezaspokojone pragnienie, żeby wreszcie wytworzyć sobie jakiś własny semi-realistyczny styl i sobie w takiej konwencji rysować rzeczy z wyobraźni. Albo fanarty. Więc jest i fanart do Stevena Universe, kreskówkę serdecznie polecam, 11/10, wylewa się z niej gejostwo i feminizm. No ale wracając - jak raz, mogę powiedzieć, że nawet jestem trochę zadowolona z tej próby. Tak trochę trochę. Ale jeśli znowu mnie coś najdzie, to można się spodziewać fali krzywych szkiców, w których to będę usiłowała doskonalić swoją kreskę.

Now something more recent - some time ago, late at night (that explains a lot) my urge to create a semi-realistic style, in which I can draw stuff from my imagination or fanarts, suddenly came back. So, here you go - a Steven Universe's fanart; I highly  recommend this cartoon, 11/10, it will overfloat you with gayness and feminism. But, back to the topic - I may say that I'm a little bit satisfied with this attempt. A teeny tiny bit. But you may expect some crooked sketches in which I will try to work on my style.

piątek, 9 września 2016

Fortuneteller



Jest wiele rzeczy/istot, do bycia którymi się poczuwam. W głębi duszy na przykład jestem hipisem. Marzy mi się dobrobyt, anarchizm i wolna miłość oraz popylanie na bosaka. A tak serio - swego  czasu byłam wyjątkowo zainteresowana ruchem hippisowskim; najpierw tylko, bardzo to płytkie, modą i muzyką, potem dopiero zaczęłam zgłębiać ideologię. Zostało mi z tamtego czasu bardzo luźne i tolerancyjne podejście do spraw obyczajowych, zamiłowanie do rzeczy zwiewnych, powłóczystych i cokolwiek folkowych, pewne upodobania muzyczne oraz niedowierzanie, jak mogłam nosić tyle kolorów na raz i czuć się z tym komfortowo.
Bo to nie jest tak, że ja kolorów nie lubię, skądże - zwyczajnie nie umiem ich nosić. Mały dodatek - owszem, czemu nie. Ale wyjście kompletnie poza szarości, granaty, czernie i biele sprawia, że nie czuję się sobą (pokuszę się o stwierdzenie, że czuję się nawet bardziej przebrana niż gdybym paradowała w XIX-wiecznym damskim stroju do jazdy konnej) i najważniejsze, nie czuję się bezpiecznie. Za bardzo na widoku, za bardzo przyciągająca uwagę.
Zdaję sobie sprawę, że to brzmi trochę bez sensu, bo uwagę przyciągam tak czy siak; jednakże, bardziej formą niż barwą. Bo czarny w sumie nie jest jakimś super ekstrawaganckim kolorem, trudnym do noszenia i nie dla słabych ludzi - no, może w lecie zdecydowanie nie, jeśli ktoś łatwo się przegrzewa i ma skłonności do omdleń. Dużo ludzi chodzi ubranych na czarno lub częściowo czarno, bo to razem z wcześniej wymienionymi taki neutralny, bezpieczny kolor stanowiący dobrą bazę.
Przy czerni czy poprzednio wspomnianych kolorach wiele zależy od formy i dodatków; nie wzbudziłabym sensacji, gdybym wyszła w zwyczajnej czarnej koszulce i  takiż spodniach - ale na pewno zwróciłabym uwagę, gdybym w takim zestawie wyglądała jak chodząca tęcza.
I nie, nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego mój umysł uznaje chodzenie w czarnych, ale udziwnionych rzeczach za coś okej i uwagę, którą przyciągam, za nie powodującą aż tak dużego dyskomfortu (chociaż to w sumie zależy od dnia), a z kolei założenie innych, żywszych kolorów za grzech ciężki.

There's a lot of things I feel kind of connected with. Deep down, I'm a hippie. I dream about well-being, anarchy, free love and running barefoot. Okay, now seriously - once I was really into the hippie movement, first, a bit naive and shallow, fascinated by the specific fashion and music, then I got familiar with history and philosophy that was the core of things. What was left from that time is my very tolerant and flexible aproach to some moral values, love for everything frilly, long and a bit folk-looking, some of my music taste and disbelief that I was able to wear so many colours at once and feel confident at the same time.
Don't get me wrong - I like colours, a lot, I just happen not to be able to pull them off in my clothing. A small addition, an colourful accessory - why not. But stepping out completely of my comfort zone of gray, navy, black and white makes me feel not like myself (and as if I was in disguise and out of place, even more than if I was wearing a 19th century woman's riding habit) and most important, I don't feel safe. Too visible, drawing too much attention.
I know it sounds silly, because I draw people's attention anyway; but, it's more by the form than by colour of my outfit. Because black is not a very extravagant colour, hard to wear and not made for weak people - okay, that may apply in summer, if someone is prone to overheating and fainting. Anyway, a whole lot of people wears black head to toe, because together with aforementioned colours it belongs to a neutral, safe palette, being perfect as a base.
When it comes to those colours, black included, for me it's all about form, texture, details and accessories - for example, I won't be making people turn their heads around if I was walking around just in a plain black t-shirt and jeans of the same colour - but I would be a sensation if, with the same items, I would look like a human rainbow.
And no, I just can't explain why my brain thinks that wearing black, but a bit fancy or strangely arranged clothes is acceptable, and attention that I get is more less okay (that actually depends on my mood), but wearing more vibrant colours is just unacceptable.
Jak wspomniałam wcześniej - pewne zamiłowania, jeśli o ubiór idzie, zostały mi z czasu fascynacji hipisami. Tylko teraz te elementy są o wiele bardziej stonowane, ani też nie mają bardzo oczywistych konotacji z dziećmi-kwiatami. Chociaż akurat tutaj swoim ubiorem usiłowałam przywołać ducha cygańskiej wróżbitki, tylko że bez multum kolorów i wielowarstwowej spódnicy - bo upał był dzisiaj morderczy i uciążliwy nawet przy krótkiej wyprawie po bułki. Nie przewidziałam, że będę chciała umrzeć w drodze do sklepu, do bani ze mnie jasnowidzka. :'D Tak samo nie przewidziałam, że biedzić się będę niesamowicie nad projektem wakacyjnym (swoją drogą, jak nieludzkim trzeba być, żeby zadać skomplikowany projekt architektoniczny na wakacje?); już pal licho obliczanie kubatury, kombinowanie ze skalą i jakimś sensownym rozkładem pomieszczeń, ale najgorsze jest uczucie, gdy chcesz dobrze, a tu się okazuje, że wymiary działki nie pozwalają ci na stworzenie pomieszczeń, gdzie na osobę będzie przypadało to wymagane minimum metrów kwadratowych. </3 Także to, jak i zbliżający się wielkimi krokami początek roku akademickiego (oraz epicki quest załatwiania sobie internetu) może sprawić, że znów nie będę publikować postów regularnie; ba, sam rok akademicki może położyć kreskę na jakiejkolwiek regularności. Architektura to dzikie studia >D

As I mentioned before - some parts of my taste, when it comes to clothes, remained from the time of my hippie fascination. But now those inspirations are more toned and not (or at least I hope so) obvious. But in case of this outfit I was triying to channel a gypsy fortuneteller vibe, but without multiple colours and a dress with hundreds of layers - because today's heat was so hard to stand for me and I felt like I was going to die when I went shopping for my groceries. I didn't predict that I would like to pass away while walking to the store, I'm not a great fortuneteller :'D And I didn't foresee my struggle with the summer project (but honestly, how cruel it is to give students a complicated, complex architectural project to work over holidays?); well, screw calculating the capacity, figuring out the scale and some sensible outlay of the rooms, the worst feeling is when you want to be a really good and resonable architect-to-be and tries to make interiors which will meet the norm of square meters per person, but the size of the lot doesn't allow you to do so. </3 And well, this, and beginning of the academic year (in a week!), as well as an epic quest for Internet installment for my flat may cause some delays in publishing new posts; actually, a whole academic year may force me to abandon my plan of posting regulary on weekly basis. Architecture studies are wild and unpredictable >D
Headscarf - ??? (gift from my mom) || Necklaces - Ebay (crystal), a gift (sun) || Rings - Primark, Six || Blouse - TK Maxx || Belt - Wolford (? not sure) || Skirt - Thrift shop || Shoes - ???

piątek, 2 września 2016

The sea witch



Kocham, wręcz czcią nabożną otaczam prerafaelitów, a w sumie to i cały ruch Arts and Crafts, ale to na prerafaelitach chciałabym się skupić. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie reprezentowali oni jakichś wybitnych technik malarskich (może za wyjątkiem Millaisa) i nie mają tutaj większych zasług, dla niektórych prerafaelickie obrazy są wręcz kiczowate. Nie mówię nie, może rzeczywiście takie się wydają przez tematykę i bardzo gładki sposób nakładania farby (brak widocznej pracy pędzla) i w ogóle sfumato jeszcze mocniejsze niż u Leonarda da Vinci, wręcz wrażenie oglądania obrazu przez zawilgocone oczy, no ale wciąż nie jest to poziom obrazu z jeleniem na rykowisku czy nadmorskiego wschodu/zachodu słońca. Także ten, uważam, że mogę się zachwycać Rossettim i spółką z takim tycim tycim poczuciem wstydu.
Ale najbardziej z całego bractwa lubię Waterhouse'a. Naprodukował się ten człowiek obrazów od groma, głównie w tematyce średniowiecznej (sagi arturiańskie i podobne klimaty) oraz mitologii, w tym i greckiej. I tu dochodzimy do tematu głównego tego postu, mianowicie - wiedźmy morskiej Kirke. >D Nie zostawiam wiedźmowej tematyki, tylko podaję ją w wersji nieco bardziej egzotycznej. Jednakże zajmijmy się Kirke. I Waterhouse'em, któremu zdarzyło się takową raz czy dwa namalować. Strasznie podoba mi się to, jak Kirke na tych obrazach wygląda - w lekkim dezabilu, oczywiście kusząca - jednak nie jest to tania erotyka akademizmu - ale jednocześnie mająca w sobie coś niebezpiecznego, podstępnego. I jednocześnie z obrazu, przynajmniej jak dla mnie, bije naturalność; nie jest jak Wielka Odaliska Ingresa, którą autor maluje dla samego pokazania nagości ku uciesze widza (głównie męskiego; w ogóle spotkałam się z teorią, że akty kobiece, i właściwie tylko kobiece, bo ze świecą szukać męskich, w akademizmie były taką jakby przyzwoitą pornografią dla wyższych sfer). Ale może to tylko moje pseudofeministyczne gadanie :'D

I adore, I even worship the Pre-raphaelites, and all the Arts and Crafts movement in general, but I would like to focus on Pre-raphaelites today. I know that they actually doesn't represent very elaborated or interesting painting techniques (maybe with an exception for Millais) and they don't have any big merits, and for some their paintings are a bit kitsch. I don't disagree, they may seem to be so, mainly because of the themes and very smooth way of putting the paint on canvas (no brush strokes visible) and in general, sfumato stronger than one of the Leonardo da Vinci, you get an impression of looking with a slightly wet eyes, but that's not the level of kitsch that's represented by a painting of a deer on a rut or another sea sunset/sunrise landscape. Therefore I think that I can enjoy works of Rossetti and the others with only a tiny bit of shame.
But from this brotherhood, I like Waterhouse the most. He painted a lot, mainly stuff related to medieval-ish period (Arthurian saga and similar things) and mythologies, Greek one included. And there comes the main topic of this post - Circe, the sea witch >D I don't abandon witchy aesthetics so easily, just spice them up a bit with an oriental twist. But lets go back to Circe and Waerhouse, for whom she was a subject of painting once or twice. I really, really like how she is depicted - in a light dishabille, of course a seductress - but it's not a cheap erotica of academicism - but at the same time she is dangerous, sinister. And at least for me, there's a sensation that her partial nudity is natural, that she owns it; not like Ingres's Great Odalisk which was painted just to show a woman in the nude for the viewer's pleasure (and the viewer was usually a man; I have heard a theory that in fact paintings of female's nude, and it's hard to find any of male's in academicism, was kind of an appropriate soft porn for the gentry). But that's just my pseudo-feminist rambling. 
Kirke w obrazie Circe Invidosa jest główną inspiracją mojego ubioru; i to nie chodzi tylko i wyłącznie o strój morskiej wiedźmy, czyli ciemnobłękitny (chociaż to w sumie zależy od oświetlenia, w jakim wykonano zdjęcie obrazu lub skan, bo na niektórych jest w nieoczywisty sposób zielononiebieski lub nawet szmaragdowy) peplos, zsunięty z jednego ramienia, ale o ogólną tonację obrazu - czyli nasycone, ciemne, ale jednocześnie jakby rozświetlone od wewnątrz barwy - jak kamienie szlachetne czy witraż, od ciemnych błękitów, po owe zielonkawości, jak i czerń czy nieśmiały nieco, płowy jakby brąz. Tę kolorystykę odtwarza w sobie moje kimono - przez które, swoją drogą, nieco namęczyłam się przy edycji, bo mimo iż zielone, na zdjęciach uporczywie wychodziło wypłowiale turkusowe - oraz labradoryt, który zależnie od światła przechodzi od wiosennej, pistacjowej zieleni aż do błękitu nocnego nieba, lub też pokazuje o wiele subtelniejsze przejście z jednych niebieskości do drugich, do tego żyłkowanych czernią.

Circe in painting Circe Invidosa is my main inspiration for this outfit; but that's not only about sea witch's deep blue (it actually depends on lighting, I saw some copies of the painting where it was sea green) peplos, falling from one of her arms, it's about the general colour scheme of the painting - saturated, dark, but at the same time with a kind of an light from the within, colours - like gemstones or stained glass, starting from dark blues, to the green-ish ones, and a touch of black or a bit faded brown. The scheme is similar in my kimono - which, by the way, caused some problems while editing photos, as it turned out as washed-out turquoise, not a deep blue-green - and labradorite necklace, which, depending on light, shows a gradient from pistachio green into night sky blue, or, as seen below, more subtle change from one shade of blue to another, with linear accents of black.
Chociaż mogłabym też powiedzieć, że ogólnie czerpię inspirację z kobiet Waterhouse'a, nie tylko w samej linii mojego ubioru - fałdzistego, długiego, z rozszerzonymi rękawami (tu akurat kłaniają się Ofelie i inne Lady of Shalott), ale nawet kolorem i fakturą włosów >D

But I could say that I'm in general inspired by Waterhouse's women, not only in terms of my outfit - draped, long, with bell sleves (but in this case it's a more Ophelia or Lady of Shalott thing...), but also when it comes to the texture and colour of my hair >D
Necklace - Sadir Jewelry || Rings - Six, Primark || Bracelet - Antique shop || Kimono - Vila || Top - ??? || Belt - Ebay || Skirt - New Look || Shoes - ???