wtorek, 20 lutego 2018

All the beautiful girls

Narzekania na zdjęcia i światło ciąg dalszy! >D Oraz na moją pamięć, tak przy okazji. Nie raz zdarzyło mi się już z powodów różnych - światło, pośpiech, wyglądanie jak ziemniak, nieważne co robię - nie udokumentować mojego ubioru. I za każdym razem powtarzam sobie, że w najbliższym czasie tę kombinację odtworzę, jak warunki będą sprzyjające. I oczywiście, zazwyczaj o tym zapominam. Niby istnieje skończona liczba stylizacji jakie można stworzyć z pewnej puli ubrań, i w pewnym momencie ta konkretna może się powtórzyć, no ale. Cholera wie, kiedy to się stanie. Z kolei moja wręcz kompulsywna potrzeba porządkowania nakazuje mi wykasować wszelkie zdjęcia, które moim zdaniem wyglądają źle. Najlepiej od razu, gdy okaże się, że edycja nic nie dała, bo inaczej myśl o tym, że coś bezużytecznego zagraca pamięć laptopa nie da mi spokoju. Poza tym ogólnie nie przepadam za patrzeniem na siebie. Jeśli już muszę, to niech przynajmniej jakoś wyglądam. Istnieje niby opcja ucinania sobie głowy na zdjęciach, ale to wygląda jeszcze gorzej niż moja krzywa twarz.
Zresztą mam wrażenie, że ze zdjęciami zachodzi podobna sytuacja jak z nagrywaniem głosu - gdy odsłuchuję takie nagrania, mój głos nie wydaje się być mój; brzmi podobnie, ale nie identycznie, nie tak jak go słyszę normalnie, na żywo. Często, gdy spojrzę w lustro, a potem zrobię zdjęcie, mam wrażenie otrzymania dwóch lekko różnych obrazów. Inny kształt ust, chociaż minę mam cały czas tę samą; włosy, które z jednej strony zdają się być gęstsze, chociaż są rozdzielone idealnie po równo. I nie jest to kwestia prespektywy, bo mówię o staniu na wprost lustra i robieniu sobie zdjęcia en face. Możliwe, że bardzo hardo dysocjuję >D Podobno - przy czym nie potrafię tutaj podać konkretnego, naukowego źródła i mogę się mylić - ludzie mają ogólnie skłonność do postrzegania samych siebie jako mniej atrakcyjnych niż są w rzeczywistości; i zazwyczaj uważamy, że wszelkie uchwycenia naszego wizerunku - tutaj odnoszę się do filmów/zdjęć, bo nie mam pojęcia jak jest z obrazami, zwłaszcza że rzadko kto ma swój portret - przedstawiają nas jeszcze gorzej niż rzeczywiście wyglądamy. Oczywiście, ja jestem bardzo specjalnym płatkiem śniegu i mam zupełnie odwrotnie - jeśli już jakimś cudem uzyskam akceptowalne światło i takiż wygląd na żywo - na zdjęciach wyglądam wtedy jakieś dziesięć razy lepiej niż w życiu.

Aaaaand I'm back at it again, complaining about light and taking good photos! >D And, additionally, about my memory of a goldfish. Often, because of reasons - poor lighting, general lack of time, looking like a potato despite my outfit being a literal work of art - I don't document what I'm wearing in any way. And every time I tell myself that I'll dress like this again when I'll have an opportunity - better lighting, more time, whatever. And - what a surprise! - I usually forget about that. Well, there exist a finite (although big, I guess?) number of combinations you can come up with a limited amount of clothing items, but there's also question of when the idea will resurface in one's mind. Hell knows when, that's the answer, and I'm not the most patient individual out there; having a vague idea of something, but not being able to grasp it, irritates me greatly. And there's my almost compulsive need of keeping everything neat and tidy, even my camera's/laptop's memory storage. I can't stand being aware that there's something useless (as it doesn't meet my standards) lying around. And in general, I don't like looking at myself too much; if I have to, at least let me be more or less aesthetically acceptable. Well, yes, that mostly concerns my face, and there's option of posting headless shots, but  for me they are even worse than my ugly face. 
Anyway, sometimes with photos I experience similar thing one gets with their voice recording - it's plainly awful and doesn't sound like you at all. It's similar, but it's not my exact voice, not how I sound to myself and (hopefully) to others. Often, when I look at myself in the mirror and then take a photo, I get slightly different images - my lips' shape is different, even though I haven't change my facial expression, hair - in real life parted equally - look more full on one side. And perspective is not to be blamed, as I'm talking about taking pictures/looking at yourself in a perfectly frontal view. Well, I may be dissociating really hard over my image >D But, allegedly - don't quote me on that, I have no scientific authority - humans perceive themselves less attractive than they really are (to others) and often thing that any depiction of their likeness - I'm talking mostly photos or any other recordings, not sure about paintings/drawings, most people don't get their portrait traditionally done anyway - are even less attractive and true to the real image. Now - that's a very special snowflake moment for me - if I get everything in a photo right (heavy photo editing not included), I get an impression of looking about ten times better than in real life. Weird. Anyone else gets this feeling that they're either looking utterly horrible or totally marvellous in photos, with nothing in-between?

Choker - Lovisa | Blouse - Thrifted | Sleeveless dress - Thrifted | Belt - Ebay | Skirt - Thrifted | Shoes - Vagabond

piątek, 9 lutego 2018

I will stay forever alone in my deep and dark thoughts

Matko, całe eony chyba nie pisałam. Na swoje usprawiedliwienie mam beznadziejne zimowe światło (dobre zdjęcia gdy nie masz z kim iść w plener są trudne, zresztą najsłoneczniejsze godziny w tym kraju wypadają akurat w trakcie moich wykładów) oraz ogólne bycie wypraną przez studia - po tym roku czeka mnie praktyka, a nawet nie zaczęłam portfolio składać, co więcej, laptop mi się zepsuł i powiedziałam pa pa cyfrowym wersjom projektów z ostatnich dwóch lat. Niby mam oryginały, ale skanowanie ponad dziesięciu planszy rozmiaru A1 to koszmar...

Także ten, jestem teraz zmuszona do momentu refleksji, co ja tak właściwie chcę robić w przyszłości najbliższej. Ogólnie to moim największym pragnieniem jest nieruszanie się z Glasgow - w miarę znam to miasto i mam tutaj swoje ulubione miejsca oraz posiadam pewną, ponoć niespotykaną jeśli chodzi o moje pokolenie, niechęć do przemieszczania się. Wiem, że brzmi to dziwnie, bo de facto dla studiów przeprowadziłam się trzy tysiące kilometrów od domu, ale jest to akcja obliczona na co najmniej siedem lat, więc. Jeśli już mam być w jakimś miejscu, to - nie licząc wypadów czysto turystycznych - muszę mieć możliwość zapuszczenia korzeni, poczucia przynależności; ledwie rok w nowym miejscu to zbyt mało, żeby coś takiego wytworzyć. Zresztą, już sama praca w prawdziwym biurze projektowym jest wystarczająco stresująca, podziękuję za dodatki w postaci grozy wynajmowania mieszkania, ogarniania transportu miejskiego i ogólnej topografii. Wbrew pozorom, jestem niezwykle nerwowym człowiekiem i bardzo nie lubię gwałtownych zmian w życiu. 

Oh boy, I feel like I haven't written here for years! To my defence, light in Scotland at this time of the year is horrible, and the only time it's close to being acceptable for taking photos, I'm actually sitting in a lecture theater. And in general, I feel quite drained by my studies - I have to get a placement in practice after I finish the current year, and I haven't even started to put my portfolio together, what's more, my old laptop was broken, so I have to say goodbye to all the digitalized versions of my projects from the previous two years. Well, yeah, I have the originals, but still, having to scan more than ten A1 sheets at once... Ugh.

And so, with the year out in practice approaching, I'm forced to reflect upon my life and nearest future. In general, I would be more than happy to stay in Glasgow - love this city, I feel good in here, I have my favourite places. That's probably an unlikely thing to be said by a person my age, but I absolutely loathe moving from one place to the other and having a nomadic lifestyle in general; it sounds ridiculous declared by a person who moved 3,000 kilometers away from home to study abroad, but! The whole ordeal will last, hopefully, seven years in total, so it's almost a permanent thing. If I have to be in a certain location - excluding any purely touristic trips - I have to be able to get myself rooted to the place, have something I can call familiar, mine, safe; spending just a year in a new place is not enough to properly adjust before you have to move yet again. Anyway, working in architectural practice is stressful enough in itself, I don't need the additional horror of renting a flat, geting to know your way around the city, et cetera, no, thank you very much, have a good day, sir. I may not seem to be this type of person, but I can't stand rapid changes in my life. Or rather - I get overly anxious about them and it's taking me a long time to recover into some sort of balance. So yeah, fingers crossed for me finding a placement in Glasgow.

Headpiece - Thrifted | Necklace - Sadir Jewelry | Rings - Primark | Bracelets - New Look, antique shop | Waistcoat - some shop in Glastonbury | Belt - Thrifted | Blouse - Thrifted | Velvet shorts - Thrifted | Shoes - Vagabond