piątek, 9 września 2016

Fortuneteller



Jest wiele rzeczy/istot, do bycia którymi się poczuwam. W głębi duszy na przykład jestem hipisem. Marzy mi się dobrobyt, anarchizm i wolna miłość oraz popylanie na bosaka. A tak serio - swego  czasu byłam wyjątkowo zainteresowana ruchem hippisowskim; najpierw tylko, bardzo to płytkie, modą i muzyką, potem dopiero zaczęłam zgłębiać ideologię. Zostało mi z tamtego czasu bardzo luźne i tolerancyjne podejście do spraw obyczajowych, zamiłowanie do rzeczy zwiewnych, powłóczystych i cokolwiek folkowych, pewne upodobania muzyczne oraz niedowierzanie, jak mogłam nosić tyle kolorów na raz i czuć się z tym komfortowo.
Bo to nie jest tak, że ja kolorów nie lubię, skądże - zwyczajnie nie umiem ich nosić. Mały dodatek - owszem, czemu nie. Ale wyjście kompletnie poza szarości, granaty, czernie i biele sprawia, że nie czuję się sobą (pokuszę się o stwierdzenie, że czuję się nawet bardziej przebrana niż gdybym paradowała w XIX-wiecznym damskim stroju do jazdy konnej) i najważniejsze, nie czuję się bezpiecznie. Za bardzo na widoku, za bardzo przyciągająca uwagę.
Zdaję sobie sprawę, że to brzmi trochę bez sensu, bo uwagę przyciągam tak czy siak; jednakże, bardziej formą niż barwą. Bo czarny w sumie nie jest jakimś super ekstrawaganckim kolorem, trudnym do noszenia i nie dla słabych ludzi - no, może w lecie zdecydowanie nie, jeśli ktoś łatwo się przegrzewa i ma skłonności do omdleń. Dużo ludzi chodzi ubranych na czarno lub częściowo czarno, bo to razem z wcześniej wymienionymi taki neutralny, bezpieczny kolor stanowiący dobrą bazę.
Przy czerni czy poprzednio wspomnianych kolorach wiele zależy od formy i dodatków; nie wzbudziłabym sensacji, gdybym wyszła w zwyczajnej czarnej koszulce i  takiż spodniach - ale na pewno zwróciłabym uwagę, gdybym w takim zestawie wyglądała jak chodząca tęcza.
I nie, nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego mój umysł uznaje chodzenie w czarnych, ale udziwnionych rzeczach za coś okej i uwagę, którą przyciągam, za nie powodującą aż tak dużego dyskomfortu (chociaż to w sumie zależy od dnia), a z kolei założenie innych, żywszych kolorów za grzech ciężki.

There's a lot of things I feel kind of connected with. Deep down, I'm a hippie. I dream about well-being, anarchy, free love and running barefoot. Okay, now seriously - once I was really into the hippie movement, first, a bit naive and shallow, fascinated by the specific fashion and music, then I got familiar with history and philosophy that was the core of things. What was left from that time is my very tolerant and flexible aproach to some moral values, love for everything frilly, long and a bit folk-looking, some of my music taste and disbelief that I was able to wear so many colours at once and feel confident at the same time.
Don't get me wrong - I like colours, a lot, I just happen not to be able to pull them off in my clothing. A small addition, an colourful accessory - why not. But stepping out completely of my comfort zone of gray, navy, black and white makes me feel not like myself (and as if I was in disguise and out of place, even more than if I was wearing a 19th century woman's riding habit) and most important, I don't feel safe. Too visible, drawing too much attention.
I know it sounds silly, because I draw people's attention anyway; but, it's more by the form than by colour of my outfit. Because black is not a very extravagant colour, hard to wear and not made for weak people - okay, that may apply in summer, if someone is prone to overheating and fainting. Anyway, a whole lot of people wears black head to toe, because together with aforementioned colours it belongs to a neutral, safe palette, being perfect as a base.
When it comes to those colours, black included, for me it's all about form, texture, details and accessories - for example, I won't be making people turn their heads around if I was walking around just in a plain black t-shirt and jeans of the same colour - but I would be a sensation if, with the same items, I would look like a human rainbow.
And no, I just can't explain why my brain thinks that wearing black, but a bit fancy or strangely arranged clothes is acceptable, and attention that I get is more less okay (that actually depends on my mood), but wearing more vibrant colours is just unacceptable.
Jak wspomniałam wcześniej - pewne zamiłowania, jeśli o ubiór idzie, zostały mi z czasu fascynacji hipisami. Tylko teraz te elementy są o wiele bardziej stonowane, ani też nie mają bardzo oczywistych konotacji z dziećmi-kwiatami. Chociaż akurat tutaj swoim ubiorem usiłowałam przywołać ducha cygańskiej wróżbitki, tylko że bez multum kolorów i wielowarstwowej spódnicy - bo upał był dzisiaj morderczy i uciążliwy nawet przy krótkiej wyprawie po bułki. Nie przewidziałam, że będę chciała umrzeć w drodze do sklepu, do bani ze mnie jasnowidzka. :'D Tak samo nie przewidziałam, że biedzić się będę niesamowicie nad projektem wakacyjnym (swoją drogą, jak nieludzkim trzeba być, żeby zadać skomplikowany projekt architektoniczny na wakacje?); już pal licho obliczanie kubatury, kombinowanie ze skalą i jakimś sensownym rozkładem pomieszczeń, ale najgorsze jest uczucie, gdy chcesz dobrze, a tu się okazuje, że wymiary działki nie pozwalają ci na stworzenie pomieszczeń, gdzie na osobę będzie przypadało to wymagane minimum metrów kwadratowych. </3 Także to, jak i zbliżający się wielkimi krokami początek roku akademickiego (oraz epicki quest załatwiania sobie internetu) może sprawić, że znów nie będę publikować postów regularnie; ba, sam rok akademicki może położyć kreskę na jakiejkolwiek regularności. Architektura to dzikie studia >D

As I mentioned before - some parts of my taste, when it comes to clothes, remained from the time of my hippie fascination. But now those inspirations are more toned and not (or at least I hope so) obvious. But in case of this outfit I was triying to channel a gypsy fortuneteller vibe, but without multiple colours and a dress with hundreds of layers - because today's heat was so hard to stand for me and I felt like I was going to die when I went shopping for my groceries. I didn't predict that I would like to pass away while walking to the store, I'm not a great fortuneteller :'D And I didn't foresee my struggle with the summer project (but honestly, how cruel it is to give students a complicated, complex architectural project to work over holidays?); well, screw calculating the capacity, figuring out the scale and some sensible outlay of the rooms, the worst feeling is when you want to be a really good and resonable architect-to-be and tries to make interiors which will meet the norm of square meters per person, but the size of the lot doesn't allow you to do so. </3 And well, this, and beginning of the academic year (in a week!), as well as an epic quest for Internet installment for my flat may cause some delays in publishing new posts; actually, a whole academic year may force me to abandon my plan of posting regulary on weekly basis. Architecture studies are wild and unpredictable >D
Headscarf - ??? (gift from my mom) || Necklaces - Ebay (crystal), a gift (sun) || Rings - Primark, Six || Blouse - TK Maxx || Belt - Wolford (? not sure) || Skirt - Thrift shop || Shoes - ???

2 komentarze:

  1. Jak to się dzieje, że tak dużo osób ubierających się po gotycku ma za sobą boho przeszłość? >D Nie jestem wyjątkiem! >D I też pewne rzeczy mi zostały z tego, choć realizują się inaczej, jak np. ogólny zromantyzowany pseudo-cygański look.
    Zabawne, bo w pierwszym odruchu ta stylizacja skojarzyła mi się bardziej... edwardiańsko (to ten urok śnieżnobiałej koszuli wsadzonej pod wysoki stan i wąskiej spódnicy), niż hipisowsko >D Myślę, że fajnie (i bezpieczniej w taką pogodę) wyglądałyby tu rozcięte rękawy (ale nadal zebrane w mankiecie)... i w ogóle nie rozumiem upodobania ludzi do noszenia szyfonu w taką pogodę, toż to poliester XD (już pal sześć, że poliester IMAO nie nadaje się na żadną pogodę)

    I ten - to już chyba taka dola ludzi, którzy skosztowali noszenia czarnego total looku, że nie czujemy się dobrze w oczojebnych rzeczach XD Ja tam kolory lubię i noszę, ale muszą być przywalone czernią aż miło.

    Bardzo ładny pierszczon ten z białym oczkiem :3 Widzę, że jednak się trochę próbujesz do nich przemagać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, w sumie ciekawe; może trochę naciągam, ale te style mają nieco wspólnego (weź boho ciuchy, przefarbuj na czarno = voila, masz coś, co większości ludzi kojarzyć się będzie z gotykiem. Chyba).
      Wypraszam sobie ten poliester, to akurat wiskoza, choć tak na oko to jedno i to samo :v Ale akurat chłodzi przyjemnie, prawie jak normalny prawilny jedwab.
      I ojeeej, jakie pochlebne dla mnie skojarzenie, miłością darzę modę tamtego okresu <3

      Przemagać jak przemagać, bardziej korzystam z tego, że nie rysuję dużo, a jeśli już - to w domu, gdzie świecidełka mogę wsadzić do pudła, a nie nawlekać na łańcuszek na szyi czy upychać po kieszeniach, żeby nie poginęły. Lubię pierścionki, tylko przeszkadzają mi właśnie przy rysowaniu.

      Usuń