czwartek, 27 października 2016

Dragonrider


Musiałam, po prostu musiałam zalinkować tutaj najbardziej epicką, kwasową i piękną piosenkę, jaką tylko można sobie wyobrazić. I ja tego słucham nieironicznie - tak dodam, gdyby się ktoś jeszcze zastanawiał nad jakością mojego gustu. I może jeszcze powiem, że to w sumie to taka z mniej kwasowych rzeczy, które mnie cieszą. W sumie wewnętrznie, jeśli chodzi o poczucie humoru, to chyba ciągle jestem jeszcze trochę gimbusem. Welp.
W dalszym ciągu pozostaję w klimatach RPGów i fantastyki, zapoczątkowanych w poprzednim poście. Otóż ja totalnie chciałabym mieć smoka. Najlepiej takiego, żeby można było na nim jeździć. Prawie tak fajny jak koń, ale o tyle lepszy, że lata i może spopielić twoich wrogów. Oraz, to w sumie zależnie od uniwersum, całkiem kumaty i rozmowny. No i ja totalnie podzielam smocze gusta - lubię wszystko co ładne, metalowe, ma kamyki i się błyszczy. I, podobnie jak smok, nie noszę mojej biżuterii (albo raczej - noszę niewielki ułamek, bo co do reszty to nie mam pojęcia gdzie jest tudzież do niczego mi nie pasuje), tylko zbieram i oglądam i się cieszę, bo błyszczy i ładne. Ale, udało mi się nieco poprawić, uodpornić na część pokus (oraz wytłumaczyć bliskim, że "podoba się" nie zawsze oznacza "będę nosić/chcę") i zamiast powiększać mój fizycznie istniejący skarbiec, to wytworzyć sobie taki wirtualny (polecam lajkowanie zagranicznych stron produkujących biżuterię - najlepiej takich, w których wysyłka jest cholernie droga. Rzeczy takoż. I żeby były ładne, ale nie na tyle by zdobywać się na wielkie poświęcenie wydania szekli).

I just had to link the most epic, trippy and beutiful song you can imagine. And I listen to this non-ironically - so now you won't have doubts about quality of my taste. And may I add that this one is one of the least trippy and straightforward bad things I enjoy. Deep inside, at least in terms of my sense of humor, I'm a fifteen-years-old boy. A little bit. Welp.
Still staying in the circle of RPGs and fantasy books from the previous post. And I would looooooove to have a dragon. Especially a one you can ride on. Almost like a horse, but a way cooler, because it can fly and fry your enemies. And, that actually depends on the universe we're in, kind of smart and talkative. And my taste in jewellery is like the one of a dragon - I like everything  what's nice, made of metal, have gemstones and shines. And, again similarly to a dragon, I don't wear my jewellery (or rather I wear just a small part of my collection, because I have no idea where I have hidden the rest of it or it just doesn't match with anything), just collect, look and it and cheer because those things are shiny and nice. But, I manage to improve a little my immunity to temptations (and explain to my relatives that "I like it" doesn't necessary mean "I want it and would wear it") and instead of enlarging my physically existing collection, I created a virtual one (I recommend liking foreign pages with handmade jewellery - the best are the ones with bloody expensive shipping. And bloody expensive things. But they need to be nice, but not nice enough to sacrifice all your money and a soul).

Zafascynowałam się smokami i ideą smoczych jeźdźców... No, może troszeczkę po Eragonie (proszę na mnie nie krzyczeć, miałam dziewięć lat i łykałam każdą lekturę jak młody pelikan), ale już totalnie się wciągnęłam po Jeźdźcach smoków z Pern. Co prawda teraz mam sporo zastrzeżeń do serii - nie wiem, czy to wina tłumacza (z oryginałem raczej nie porównam, trudno dostać, a ja jestem leniwa), ale język tych książek boli. I nawet ciekawa fabuła jest opisana tak, że staje się zwyczajnie nudna. Oraz jest kilka moralnie (i logicznie w sumie też) wątpliwych momentów...
Ale sam koncept to było coś niesamowitego dla młodszej mnie, no bo jak to tak, pisać fantasy, które okazuje się być s-f? Przecież s-f to tylko lasery, odyseje kosmiczne i w ogóle coś czego się nie poważa, poza Gwiezdnymi Wojnami. Wtedy jeszcze przede mną było odkrycie Urshuli K. Le Guin i Philipa K. Dicka... >D
W każdym razie, ten ubiór - poza oczywistym byciem wygodnym, bo klejenie modeli, i nie za ciepłym, ponieważ zaczął się sezon grzewczy i na wydziale kaloryfery parzą jak wściekłe, a nie da się ich skręcić - miał być takim trochę powrotem do moich małych fantastycznych fascynacji i trochę wariacją na temat, jak smoczy jeździec mógłby się nosić. Przede wszystkim wygoda - dół ubioru bardzo delikatnie nawiązuje do stroju do jazdy konnej (w sumie w tych butach dałoby się jeździć; co do legginsów nie jestem pewna, czy moje uda nie wyszłyby zmasakrowane), góra miała wyglądać efektownie, ale też w miarę praktycznie. Narzutka przez swój splot i wykorzystanie odcieni szarości kojarzy mi się nieco może nie z kolczugą, ale z ogólnym wzorem jaki tworzy lamelka; taki to pseudomilitarny akcent; no i tunika, która jak dla mnie posiada kołnierz kleryka :'D No bo serio, ta przerwa to aż się prosi o koloratkę; ale skojarzenie jest w sumie nie takie złe, często gęsto w różnych fikcyjnych światach bycie smoczym jeźdźcem oznaczało przynależność do bractwa czy wręcz zakonu. Clou całego asamblażu jest jak dla mnie rzecz na pierwszy rzut oka trudna do wychwycenia, mianowicie broszka-chiński smok.

Przypuszczam, że przydałby się może jakiś lajf apdejt, nawet jeśli nikogo on nie obchodzi, to i tak radośnie się tym podzielę, bo mogę. Po tygodniach (dwóch) researchu i tuptania w miejscu wreszcie zaczęłam projekt właściwy, hurra. Póki co żadnych więcej modeli, mogę popylać w tak niepraktycznych ( oczywiście cały czas czarnych, bo jakżeby inaczej) rzeczach jak tylko się da, bo jednak szanse na zniszczenie ubrań rapidografem są małe; za to ponoć szanse przypadkowego wytatuowania się, zwłaszcza grubością .18, całkiem spore - dziwne, że jeszcze mi się nie przydarzyło, ale może nie osiągnęłam odpowiedniego poziomu zmęczenia. Wszystko przede mną >D
Och, no i zapisałam się na tribal fusion, czwarta lekcja w tym tygodniu. >D Dotychczasowe wnioski: jestem ziemniakiem, nie mam bioder (co mnie dziwi) i nie umiem nimi ruszać, nie mam brzuszka (to mnie nie dziwi) oraz mój kręgosłup albo starzeje się szybciej niż reszta mnie, albo zaczął kostnieć, obie perspektywy w sumie przerażające. Ale tak ogólnie to bawię się przewybornie, chociaż dźwięk dzwoneczków czy innych uderzających o siebie metalowych elementów śni mi się po nocach, podobnie jak odliczanie do rytmu. Ale bardzo bardzo motywuje mnie perspektywa skomponowania (kiedyś) stroju do występów <3

My fascination with the trope of dragons and dragon riders started... Well, maybe a little bit after reading Eragon (dodn't judge me, I was nine and reading everything that I could, accepting everything thoughtlessly), but I was totally hooked on after Dragonriders from Pern saga. Now I have some criticism for the series - I'm not sure, if it's the translator to be blamed (I probably won't have an occasion to compare with the original, those books are hard to get, and I'm lazy), but the language hurts so much. Even the most interesting plot twist is described in emotionless, boring way. An there're some morally (and logically) questionable moments as well...
But the concept for the novel was something groundshaking for my younger self. I mean, how you can write fantasy which turns out to be a s-f? Science-fiction is just laser beams, star oddyseys and in general not respectable thing, except for Star Wars. Ah, I was so naive, before the joy of discovering Urshula K. Le Guin's and Philip K. Dick's prose... >D
Anyway, this outfit - beside being comfortable and practical as hell, because modelmaking, and also being not too hot, because heating season just started and radiators in my department's buidling are just going crazy with the temperature (and you can't turn them down because no) - was an attempt to channel my imagined picture of a dragon rider's attire, a little homage to my fascination with all things sword&magic. As I said, comfort was a priority - bottom part of the outfit is loosely inspired by horse-riding clothes and actually, if I was desperate, I could use those shoes for riding. Not sure about the leggins though - maybe I could, but my thights won't be happy about it. The upper part of this assemble was meant to be flattering, interesting, but still comfortable. The mantle's pattern and choice of colours remainds me of chain mail of some sort; a nice quasi-military accent.And the tunic, with its cleric's collar :'D But seriously, that gap just asks for a clerical collar (you know, this white piece of fabric); but the association is not bad at all, in many fictional words being a dragon rider equals being in a kind of brotherhood or convent even. The clou of whole outfit, at least for me, is a small detai, easy to ommit, a Chinese dragon-shaped brooch.

I guess that I should write some kind of a life update or something, even if no one cares, I will cheerfully proceed to share bits of my life, just because I can. After weeks (two) of research and doing pointless things I finally started my proper project, hooray. No more modelmaking for now, so I can now wear the most unpractical (obviously still all black) outfits, because chances of destroying your clothes with a rapidograf are small; but chances that one will accidentally tatoo oneself with a rapido, especially with .18 thickness, are high - I'm wondering how come it didn't happen to me so far, but maybe I didn't achieve that level of tiredness yet. Future awaits! >D
Oh, and I manage to start practicing tribal fusion, fourth lesson this week >D Conclusions so far: I'm a potato, have no hips (that's surprising) and cannot move them, have no tummy (that's not surprising) and my spine is either ageing faster than the rest of my body, or turning into an unmovable bone, both options quite scary. In general, I'm having a great time, although sounds of bells and tassels and counting the rythm is hauting me at night. But, the biggest motivation ever is that one day I could pick my very own show outfit <3
Hairband - "Shiva" Indian shop (it's actually a necklace) || Brooch - Flea market || Rings - Primark, I am || Mantle - Thrift shop || Tunic - Thrift shop || Belt - Wolford (?) || Leggins - ??? || Shoes - Cohnpol

6 komentarzy:

  1. Bogowie, Rhapsody jest takie dobre <333 Nie znałam tego kawałka, ale jest taki dobry <3
    Też kocham smoki i uważam je za swoje spirit animals (złoto, maniakalne gromadzenie itemków i inteligencja - no proszę ja was, nie widzę różnicy~ >D). Twój strój kojarzy mi się jakoś z Daenerys, mimo, że nie jestem into GoT. Ale akurat jej stroje zawsze przykuwały moją uwagę.
    I tak bardzo zazdro kursu tribal fusion D: Mam tu na Krecie jedną szkołę koło siebie - ale tak bardzo mnie nie stać na dodatkowy rzut złotem D;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To z ich pierwszej lub drugiej płyty, więc raczej mało znany. Ale złoto. Chociaż większym złotem jest "Forest of Unicorns", polecam, 11/10~
      Jest jedna istotna różnica - nie masz łusek. Chyba że jesteś reptilianinem w przebraniu? >D I plz, wszystko, tylko nie Danuta D: Znaczy, jej stroje są spoko i w ogóle (chociaż jak dla mnie w serialu najbardziej stylowa jest Sansa), ale ta postać jest tak wkurzająca, niedojrzała i durna... Idzie to jeszcze przełknąć w książce, gdzie ma 14-15 lat, ale w serialu, gdzie oczywiście jest starsza no bo jak inaczej sceny segzów robić, to jej zachowanie boli mocno.
      Cóż, może podsycę zazdrość, ale - mam studencką zniżkę, więc płacenie za zajęcia aż tak bardzo nie boli. Ale! Zawsze masz tutoriale na YT, z nich można wyciągnąć może nie najbardziej finezyjne techniki, ale jakąś absolutną podstawę (shimmy. Ten ruch trzeba ćwiczyć w kółko. ZAWSZE jest podstawą choreografii i jest w cholerę trudny, przynajmniej dla kogoś takiego jak ja, z zerową koordynacją ruchową i niechętnymi do zginania się kolanami).

      Usuń
    2. Kurde, wydało się >D Co do GoT - obejrzałam tylko 1 sezon, tylko dla relacji Danki z Drogo, soł... Może i w kolejnych sezonach ssie, nie mi to oceniać, ale w 1 ją lubiłam.
      W tej szkole pierwsze zajęcia miałabym za darmo... w sumie nie patrzyłam na cennik, może to pora. To i tak tylko niecałe dwa miesiące... Shimmy jest dla mnie łatwy. Znaczy: jak jestem napruta, bo na trzeźwo nie da rady. No i tylko statycznie - poruszać się i trząść sadłem jednocześnie nie potrafię.

      Usuń
    3. Wiedziałam, żaden homo sapiens nie może być tak stylowy >D
      Hmm, muszę rozważyć uchlanie się przed zajęciami. W sumie brzmi to sensownie, bo na przykład joga na lekkim rauszu działa lepiej :'D

      Usuń
  2. Ciesze sie, że u mnie skomentowałaś posta. :D
    Inaczej bym do Ciebie nie trafiła.
    Haha, widze, że z Ra już się znacie. :D
    http://www.mollymoonlight.eu/

    OdpowiedzUsuń
  3. Dogadałabyś się z moją bff - ona też ma zdrową obsesję na punkcie smoków. Ostatnio przez godzinę (albo i więcej) rozmawiałyśmy na temat tego, jakby to było gdyby smoki istniały i każdy miałby takiego jako zwierzaczka domowego. Piękna przekmina.

    xoxo Astronaut Overboard

    OdpowiedzUsuń