piątek, 7 października 2016

Welcome to the underworld, I'll be your guide


Chciałam zacząć ten post jakoś sympatycznie, śmiesznie, właściwie jakkolwiek, no ale. Rozwiązała się zagadka spleśniałej książki (najlepsza rzecz jaką można zobaczyć po trzech miesiącach nieobecności w mieszkaniu). Wiedziałam już wcześniej, że okno mi przecieka, bo rama jest nieszczelna. Okej, zdarza się, okna, jak przypuszczam, pamiętają pogrzeb królowej Wiktorii, jednak nawet one nie są w stanie przepuścić tyle wody, żeby zgniła mi od tego książka.
Otóż nadproże przecieka.
Ale przynajmniej mogłam poczynić ciekawe obserwacje odnośnie nadproży i w ogóle szkockiego budownictwa. Jak to, że stosowanie ocieplenia w okolicach okna nie ma sensu i lepiej zostawić goły kamień. Właśnie, kamień - myślałam, że budynek jest zrobiony z normalnych, prawilnych cegieł, jakie to drzewiej bywały, a fasada obłożona płytami z piaskowca. Haha, nie. Wszystkie zewnętrzne ściany są zrobione z cholernie grubych bloków piaskowca. Grube czy nie, to wciąż piaskowiec. Taki najzwyklejszy, kwarcowy. I nawet mógłby sobie być, gdyby nic się nie stało z dachem - znaczy, ja przypuszczam, że to wina dachu. Który zapewne dzielnie służy, bez żadnych remontów, od czasu ukończenia budowy tej kamienicy. Czyli tak circa 1840 roku.
Pozostaje czekać na wymianę okien i liczyć, że może dostanę jakieś odszkodowanie od administracji.

I've wanted to start this post with something nice, funny, whatever. But - mystery of moulded book (best first thing to see in a flat after three monts absence). Like, I have known for some time now that the windowframe is leaking. Okay, that happens, my windows probably remembers the funeral of Queen Victoria, but even they couldn't possibly leak so much water inside that it causes decay of my book.
Well, apparently the lintel is also leaking.
But at least I had an opportunity to make observations about lintels and Scottish building technology in general. Like, there's no point in adding insulation around the windowframe and it's better just to left a bare sandstone there. Yup, sandstone - I thought that building is made from good, old brick and covered in sandstone panels. That would make sense. But haha, no. All the external walls were made from a friggin huge sandstone blocks. Huge, thick or not, it's still sandstone. The most basic one. And it may even be there and it would be okay, if there wasn't some malfunction with the roof. Well, at least I think the roof is to blame. Probably it has a hole or something. I would be suprised if it doesn't, because it's possible that this very roof is bravely serving its purpose since the end of building's construction. Soooo, that's since 1840.
As there's nothing I can do right now, the only thing that remains is to wait for windows replacement and maybe I can hope for an compensation from admins.


Gorzkie żale już wylane, więc przejść można do meritum, znaczy ubioru. Pierwszy raz od dłuższego czasu założyłam spodnie (szarawary oraz szorty się nie liczą, podobnie legginsy) - co w sumie jest dziwne, bo długi, długi czas przekładałam spodnie ponad wszystko inne, a teraz czuję się w nich nieco obco :'D Pewnie pokocham je od nowa gdy nadejdzie zima. I jak znajdę mój jedyny pasek do spodni; byłoby bardzo niemiłym, gdyby zaginął, ponieważ jest to jedyny pasek, w którym nie musiałam dorabiać dziurek, żeby się zapiąć (po prostu owijam go dwukrotnie :v ). Taka to magia, że wreszcie udało mi się nieco przybrać na wadze, ale spodnie spadają ze mnie bardziej niż wcześniej. A spodnie założyłam z tegoż powodu, że ubiór miał być wygodny i pozwolić na Robienie Rzeczy W Miejscach. Z rajstop, koronek i rozszerzanych rękawów bardzo trudno pozbyć się kawałków pianki i kartonu, niestety.
Trochę żałuję, że nie udało mi się zrobić ładnego zdjęcia tyłu bluzy - ale ten w sumie można zobaczyć w poście "Modern Valkyrie", także w sumie niewielka strata, chociaż dodaje on, jak dla mnie, smaczku całemu ubiorowi, oraz tłumaczy nieco mój pokrętny tok myślenia >D
Wspomniałam już o tym, że interesują mnie religie pogańskie, te bardziej pierwotne też, konkretnie - szamanizm. Właściwie można to rozszerzyć na ideę wielowarstwowości światów i podróży przez takowe. Kocham wszystko, co ten temat porusza, od poematu o schodzącej do podziemi Isztar, przez Boską komedię, Mały palec Buddy (który serdecznie polecam - wcale nie jest tak skomplikowaną książką, jaką się wydaje. Tylko najpierw lepiej przeczytać pozostałe części Pielewina) i nawet Rudą sforę, którą to czytałam dziewczęciem młodym i płochym będąc, toteż nie przeszkadzał mi przesadzony dramatyzm i duże ilości angstu, jakie Kossakowska ładuje w swoją prozę. Elektryzuje mnie idea istnienia innych światów, nawet nie w sensie fizycznym, ale i różnych planów duchowej egzystencji; "elektryzuje" jest dobrym słowem, bo to jednocześnie uczucie ekscytacji i śmiertelnego przerażenia. Bo istnienie kilku światów i możliwość poruszania się pomiędzy może też implikować ich nierealność - bo skąd wiesz, że to twój świat? Jaką masz pewność, że na innym planie egzystencji nie wiedziesz swojego właściwego życia? Albo jeszcze lepiej - może istniejesz, bo ktoś cię przechowuje w pamięci i wytworzył dla ciebie alternatywny świat, a tak naprawdę to nie żyjesz?
Tak, lubię twórczość Philipa K. Dicka, nawet bardzo, mimo tego że niektórzy twierdzą, że jak się przeczyta jedną jego książkę, to jakby się znało wszystkie, ja tam jednak uważam, że może i miał tę obsesję na punkcie (nie)realności świata, ale za każdym razem umiał temat podać nieco inaczej. Chociaż prywatnie był strasznym bucem.
Ale znowu zboczyłam z tematu właściwego. Chciałam stworzyć coś w rodzaju ubioru podróżnika między światami, nie dokładnie szamana, psychopompa - ten akurat manifestować się miał w jeleniej czaszce; skoro u Czukczów wierzchowcem szamana może być krowa, to czemu nie miałby być jeleń. Zresztą lapońscy szamani zazwyczaj (akurat po tym świecie >D ) poruszali się saniami zaprzężonymi w renifery, a to bliska rodzina jeleni >D  Gotowość do podróży sygnalizuje też wygoda ubioru, zwłaszcza obuwie które mnie osobiście nieco kojarzy się z desantami (tylko że moje buty są wygodne), naszyjnik który swoim kształtem przywołuje na myśl kompas (który zgubił wskazówkę), no i wisiorek z runą - konkretnie Dagaz, runą Odyna, a jednym z jego licznych tytułów jest Wędrowiec (tak, to od niego Tolkien zakosił przydomek dla Gandalfa).

Enough of my moaning, let's get to the most important part - the outfit itself. First time in a rather long period have I worn trousers (harem pants and shorts doesn't count, same with leggins) - and it's a bit of untypical for me, because for a long time I treated jeans as a supreme piece of clothing, and now I feel a bit strange wearing them :'D Maybe I'll be back to normal when the winter starts. And when I'll finally manage to find my only skinny belt; it would be rather unpleasant if it had gone missing, as it's the only one which fits me without making new holes in it (the secret: I just wrap that belt twice around my waist :v ). That's some magic going on here, I finally managed to put on a little weight, but my trousers are falling from my hips more than ever. And well, wearing trousers is justified by that I need an outfit which will be comfortable and allow me to Do Things In Places. It's hard to get rid of small particles of foam and cardboard from tights, laces and bell sleeves, unfortunately.
I regret that I didn't manage to get a nice photo of the back of the hoodie, but you can see it in the post "Modern Valkyrie"; the print adds a little but important something to the whole outfit and kind of explains my twisted thinking process. >D
As I mentioned before, one of my interests are old pagan religions, also the primordial ones, shamanism in this very case. Actually, my interest can be broaden to the theme of world with multiple realms and journey between them. I love absolutely everything what touches this topic, from poem abaut Ishtar ascending to the underworld, by Divine Comedy, Budda's Pinkie (I'm not sure if this book was even translated into English; anyway, if you know Russian/Polish I strongly recommend this novel - and all the other ones by Wiktor Pielewin), and even Ruda Sfora (that book for sure wasn't translated into English), which I have read as a young teenager and wasn't intimidated by tons of angst and drama that book contains, which this writer, Kossakowska, puts into all of her prose. Also idea of parallel worlds and different levels of existence thrills me. "Thrills" that a good world, because it's a mixture of excitement and being terrified. Existence of multiple realms and ability to travel between them implies their unrealness - because how do you know that it's your world, the right one? Can you be sure that there's no any other you, living the real egsistence of yours? Or better - maybe you don't exist anymore, maybe you're just stored in someones memory and inhabiting in a made-up alternative world, but actually, physically you are dead?
Yes, as you can see, I like Philip K. Dick's prose a lot, even though some people say that if you read one of his books it's like you read it all, but I think that he managed to manifest his obsession about unrealness of wooorld we experience in slightly different ways every time. I like him as a writer, but as a person he was a total jerk.
But, back to the main topic. I wanted to create something like a outfit for a traveler between the worlds, not exactly a shaman, a psychopomp - but this one manifests itself by the deer skull; if some Siberian tribes believe that you can travel to the underworld on a cow, so why not on a deer. Anyway, shamans from Lapland usually used a sled with reindeers, and reindeer and deer are almost the same thing >D Being ready for the journey is manifested by how comfortable the outfit is, especially shoes, which remainds me a bit of army/combat boots (but mine are far, far more comfortable and soft), the necklace, which looks like a compass (with needle hanging loosely, almost detached) a little bit, and finally, the rune necklace - with rune Dagaz, which is the one contributed to Odin, whose titles contains of The Wanderer (yup, Tolkien stole that for Gandalf).

Necklaces - "CUD" esoteric shop (rune), Sadir Jewelry (labradorite) || Hoodie - dodo.dead || Shirt - SheIn || Trousers - Trussardi || Shoes - Cohnpol

2 komentarze:

  1. Oe, psychopompos to akurat leży bardzo daleko od szamana XD I niekoniecznie musi manifestować się w czaszce jelenia - jest nim choćby Hermes, który kradnie krowy, ale o układzie kostnym jelenia nic mi zgoła nie wiadomo... XD
    No, szkoda, że nie ma zdjęcia tyłu :< Albo że chociaż na spodniach nie ma żadnych symboli. Rozważ mazanie po rzeczach, zamiast po kartkach 8D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że połączenie szaman-psychopompos zależy od wierzeń danego kręgu kulturowego. Oraz możliwe, że ja zastosowałam w pisaniu jakiś dziki skrót myślowy (znowu) xd Mea maxima culpa.
      Kiedyś mazałam po rzeczach, ale wolę się trzymać powierzchni płaskich, ewentualnie lnianych toreb. Nie za bardzo umiem we wzornictwo xd

      Usuń