środa, 13 lipca 2016

Witch's apprentice day off


 Jak już wiadomo, jestem skrajnym introwertykiem. Najlepsze imprezy to te na których gośćmi są książka (wymiennie z laptopem), trunki wszelakie minus kawa, a także ja. Znaczy, to nie tak że namiętnie nienawidzę ludzi - są po prostu bardzo męczący. Trudno mi zawierać nowe znajomości, bo potrzebuję mnóstwa czasu sam na sam żeby poczuć się z kimś komfortowo i serio wiedzieć, czy go lubię czy nie. Moja wizja piekła (sio, Dante, rób miejsce!) to konieczność prowadzenia small talku w nieskończoność i duże ilości ludzi na raz, którzy w dodatku są głośni i nie szanują twojej przestrzeni osobistej.
No i jeszcze nie cierpię, gdy ludzie się na mnie gapią. Trochę kiepsko, bo mam gapiogenny sposób ubierania się. Ale jednocześnie ubiór przyciągający spojrzenia czasami też odpycha ludzi, co w sumie jest bardzo spoko, chociażby w autobusie. Ale babci która na mój widok robiła znak krzyża to nigdy nie zapomnę >D
W każdym razie, do gapienia się już nieco przywykłam. Ciągle zauważam, że ktoś wbija we mnie wzrok, ale takie spojrzenie spływa po mnie jak po kaczce, bo niby co może mi ono zrobić? Z drugiej strony, nie potrafię publicznie robić rzeczy wymagających spontaniczności, no i pozować do zdjęć.
Mam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą, gdy tylko zaczynam przybierać pozy. I nagle mi się zdaje, że jakoś tak więcej ludzi przechodzi obok. I wszyscy się gapią. I po cichu osądzają. A ja się robię tak straszliwie zakłopotana. W sumie to strasznie egocentryczne, narcystyczne niemal, tak sądzić że każdy jeden przypadkowy człowiek się na ciebie gapi gdy zaczynasz coś robić. Pewnie to wrażenie też mi w końcu przejdzie, ale jeśli chodzi o zrobienie zdjęć do tego posta - był to epicki quest w poszukiwaniu mało uczęszczanego miejsca w centrum atrakcyjnego dla turystów miasta w środku sezonu, gdy w dodatku żar lał się z nieba. Także ten, owacja dla mojego dzielnego statywu fotografa, Kaś, podziwiam cię za znoszenie mnie.

As you know, I'm an extreme introvert. The best parties are the ones where only guests are book (or my laptop), any beverages not including coffee, and me. I mean, it's not like I passionately hate people - they're just exhausting. I have some difficulties making friends, because I need hella lots of time spent one-to-one to feel comfortable around someone and tell if I like them or not. My vision of Hell (step aside, Dante!) consist of necessity of small talk which last forever and crowd, which is very noisy and doesn't respect your personal space.
And I also hate when people are staring at me. Bad for me, as I have kind of a stare-generating way of dressing. But at the same time, outfit that brings you unwanted attention also intimidate people, and I'm grateful for that sometimes, especially on a bus, when nobody wants to take a seat near you. But I will never forget an elder lady who did a sign of the cross when she saw me >D
Anyway, I feel like I got accustomed to staring. I still notice that someone is looking intensively in my direction, but I don't care at all, it can't do any harm to me. On the other hand, I cannot get spontaneous in public, and posing for photos was a big challenge.
I feel like every single passerby is focusing their glance on me. And silently judging. And I get so unbeliveably embarassed. It's very irrational and egocentric to think that I get attention from random people just for doing slightly unusual things. Maybe I will get rid of this impression, but making photos for today's post was an epic quest of finding an deserted place in the centre of a city which is highly attractive for tourists and oh, we are in the middle of the summer. And it was so hot that I was dying. And so, a standing ovation for my brave tripod  photographer, Kaś, you deserve a medal for putting up with me.

Nie dość, że pierwszy raz poszłam ze zdjęciami (jakimikolwiek) w miasto, to jeszcze ubrałam rzeczy, które zawsze mnie odrzucały jako niepasujące do mojej sylwetki. Długo byłam przekonana, że mam cokolwiek szerokie ramiona (wrażenie potęgujące się po wakacjach spędzonych w stajni :v ) i takich opadających bluzek nosić nie mogę; nie wiem, czy jakimś cudem mi się proporcje wyrównały, czy po prostu przestało mnie to obchodzić, ale tego typu koszulka nie sprawia już, że czuję się jak szafa gdańska. Co prawda pozostał problem wystających ramiączek stanika, ponieważ te bez nie dają nawet iluzji komfortu. Uratowałam się narzutką, chwała producentowi, cienką, bo i tak już powoli topniałam w pełnym słońcu.
No i jeszcze spodnie z wysokim stanem, którego tutaj co prawda nie widać, ale uwierzcie - jest tam z tyłu, prowizorycznie zwężony wsuwką. Bo jakby nie wystarczyło, że takie spodnie są problematyczne przy obwodzie bioder wynoszącym prawie sto centymetrów - przykro mi, ale kości sobie nie przypiłuję - to jeszcze producenci zdają się nie rozumieć, że bywają jednostki ludzie o cokolwiek długim kręgosłupie i pewnej dysproporcji między plecami a pośladkami, co skutkuje tworzącym się z tyłu dzióbkiem. Ale, jak długo nie pogubiłam wszystkich wsuwek, tak długo jest dobrze. No i szorty w końcu wylądują u krawcowej. W końcu.

Not only did I step out of my comfort zone by deciding to make photos in the city, but I was also wearing things which I usually avoided because they (as I thought) didn't fit my body shape at all. For a long time I was convinced that my shoulders are rather broad, especially after spending my holidays at the stable, and such off-the-shoulder tops are not meant for me; I don't know if my shoulders shrinked, other parts of my body balanced the proportions or I just don't give a damn about that, but I finally stoped feeling like a square when I put such top on. There's still problem with bra straps showing, because strapless bras are a lie and doesn't work. I helped myself to cover straps with a mantle, which is, fortunately, made from really thin material, so I didn't melt in the sun (but oh boy, it was close). I'm also wearing high-waisted shorts, you probably can't see it there, but trust me - there it was, tightend with a bobby pin. Like if it wasn't enough that high-waisted trousers are in general problematic and often unflattering when your hips are almost one hundred centimeters round - I'm sorry, I won't cut off my hip bones or anything - clothing producers seems not to understand that a human being with a long spine and huge disproportion between their rear and lower/middle back actually exist. But, as long as I have even one bobby pin left, everything is all right. And I will someday take those shorts to a seamstress. Someday.


Wyglądam w tym ubiorze jak kandydatka na wiedźmę, która naoglądała się stanowczo za dużo AHS: Coven i postanowiła nosić się jak bohaterki. Może nie zostanę zlinczowana za przyznanie się, że ja osobiście żadnego sezonu AHS nie widziałam i raczej nieprędko obejrzę - jestem osobą, która była serio wystraszona po obejrzeniu Twin Peaks, więc no. Co nie zmienia faktu, że tak rok lub dwa lata temu tumblra zalała mi fala gifów i screenshotów z Coven, które możliwe, że reblogowałam jako aesthetic goals; zaraz po zalaniu internetów taki nieco wiedźmowaty styl (mroczne boho, można powiedzieć) zalał sieciówki, co w sumie bardzo mnie ucieszyło - pojawiło się więcej ładnych czarnych ubrań oraz znośnie wyglądającej biżuterii i nawet już teraz, gdy boom (chyba) nieco zelżał, można znaleźć coś sympatycznego.
W każdym razie, młoda wiedźma mająca wychodne stanowczo zbyt mocno podkreśla, że jest wiedźmą >D Takie właśnie koszule z odsłoniętymi ramionami, szerokimi rękawami i charakterystycznie marszczonym stanikiem kojarzyły mi się ze stereotypowym obrazem wróżbitki, do tego jeszcze bogato przyozdobione pierścionkami palce - bogato jak na mnie, byłoby ich nawet więcej, ale niestety moje paluszki mają w zwyczaju zmieniać swój rozmiar dosyć niespodziewanie; czarny kapelusz z szerokim rondem może być takim uwspółcześnionym wiedźmim kapeluszem, zresztą o wiele bardziej przewiewnym i na pewno lżejszym - nie widać tego z powodu koloru, ale jest pleciony. Przy tym kolorze i innym materiale to chyba by mi się mózg zagotował.
Biżuteria i plecak mogą wywoływać bardziej astrologiczno-alchemiczne skojarzenia, ale przecież układy planet czy fazy księżyca są równie ważne przy rzucaniu klątw, warzeniu eliksirów i zwoływaniu sabatów - przy pełni Księżyca łatwiej nie wpaść na drzewo czy inny komin >D

Honestly, in this outfit I was feeling like a witch-wannabe who binge-watched AHS: Coven and is trying to re-create style of the main characters. Maybe nobody will judge me, but I personally haven't watched any season of AHS yet, and I probably won't for a long time - after all, I'm a type of person who is seriously scared after watching Twin Peaks, so.
Anyway, about two years ago or so Tumblr was flooded by gifs and screemshots from Coven; I have probably reblogged them because, you know, aesthetics. After flooding my dashboard this witchy (or as I like to describe it, dark boho chic) style took over the clothing chain-stores, what actually made me happy - more nice-looking black clothes and some jewelery that suits my taste; and even now, when people are not so crazy about this style anymore, you can find something interesting.
Anyway, a young witch on her day off is trying too hard to show that she IS a witch >D Such off-the-shoulder blouses with flared sleeves and ruffled bodice always remain me of a stereotypical fortune-teller, plus fingers richly decorated with rings - at least it's rich for me. I would like to wear some more, but my fingers mysteriously change their size from day to day. Black hat with wide brim is like an upgrade from pointy witch hat, way more practical and made from a light material - it's hard to see because of colour, but it's more like a straw hat. I'm glad for such material being used, because in something else my brain would boil.
Jewellery and backpack may have more connotations with astrology or alchemy, but arrangement of planets or moon phases are equally important when it comes to making potions or going for a sabbath - with full moon on the sky it's easier not to collide with a tree or a chimney >D


Za tło posłużyła klatka schodowa Wydziału Dziennikarstwa Uniwersytetu Papieskiego, zadziwiająco ładna i dogodnie opustoszała. Żałuję w sumie, że nie zrobiłam zdjęć zdobieniom sufitu, które wyglądały dosyć ciekawie - niby standardowy kwiatowy motyw ze stiuku, ale ktokolwiek postanowił odmalować ściany, wybrał dla tych kwiatków białą farbę, która ładnie kontrastuje z jasnoszarym, o lekko błękitnym odcieniu kolorem ścian. Ogólnie miejsce godne polecenia, jak chce się gdzieś schować przed skwarem, a nie ma się ochoty na dzielenie przestrzeni z tłumami ani hajsów na kawiarnię. Mnie nikt nie przegonił ani nie niepokoił, acz i tak byłam cały czas miałam paranoję, że zaraz ktoś się pojawi, nakrzyczy na mnie i każe ekspresowo się wynosić. Zdjęcia są, więc nic takiego nie nastąpiło, ale nie wiem czy kiedykolwiek się tej mojej małej paranoi pozbędę.
Ach, w sumie jedna ważna rzecz - nie, nie obcięłam dredów. Są bezpieczne, upięte na głowie w koronę, bo gdy jest tak gorąco nie lubię żeby smyrały mi kark i się do niego kleiły. Poza tym, to bardzo przydatny fryzurowy trick do oszukiwania ludzi i udawania, że tak naprawdę jestem kompletnie standardową osobą.

The background is a staircase of Journalism Department of University of Pope Jean Paul II, suprisingly nice and conveniently deserted. Now I regret that I didn't took the photos of the celling decor, which was looking interesting - a standard floral motive made from plaster (? probably), but whoever was choosing the paint for the walls, made an excellent decision - leaving the decor white with walls in pale, steel-blue colour creates an unique effect. In fact, this staircase is a great place when you are looking for a shelter from the heat when you don't want to share your space with a crowd or don't have enough money to buy anything in a cafe and sit there. No one chased me there or disturb during photoshoot, but all the time I was anxious that someone will show up, shout at me and tell me to leave immediately. But photos were made, so nothing happened, but I'm not sure if I will ever get rid of my stupid little anxiety.
Ah, one more thing - I didn't cut my dreads, worry not! They're safe, pinned into a crown, because when the weather is hot I get a bit annoyed by them tickling my neck and sticking to it. Beside that, it's a very useful hairstyle trick to make people believe that I'm just a totally regular person.


Hat - Anna Field || Sunglasses - ??? || Moon necklace -  Sadir Jewellery, gift from a friend <3 || Sun necklace - ???, a gift || Rings - I am, Primark ||  Mantle - Topshop || Top - Thrift shop || Shorts - Medicine || Backpack - H&M || Shoes - ???

2 komentarze:

  1. Uważam, że wyglądasz naprawdę dobrze w tej stylizacji:) Sama jeszcze nie odważyłam się wyjść na miasto ze zdjęciami, ale chyba będę musiała się przełamać, bo straciłam właśnie jakąkolwiek alternatywę:(
    Pozdrawiam Cię serdecznie, na pewno jeszcze nie raz i nie dwa do Ciebie tutaj zajrzę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję c: Cóż, robienie zdjęć poza domem jest o tyle fajne, że sceneria nie monotonna i nawet można kilka rzeczy załatwić zanim zacznie się coś pstrykać. Ale tłumy stanowią pewien problem :<

      Usuń