środa, 10 sierpnia 2016

Dress up to match your soul


Jadąc autobusem i tuptając przez miasto czekałam tylko, aż ktoś grzecznie wytłumaczy mi, że otóż nie dość że Castle Party już było to jeszcze pomyliłam miasta... Nikt się nie odważył do mnie odezwać, smuteczek. Ale za to młodzież w autobusie, odziana w patriotyczne koszulki, gapiła się na mnie bezczelnie i jednocześnie z pewnym przerażeniem w oczach >D W sumie reszta pasażerów też się gapiła, ale nie ciągle i usiłując być dyskretnymi; ale to w sumie następuje nawet i gdy ubiorę się normalnie, albowiem gdyż olaboga, mam dredy (dwa). Urok mieszkania w miejscu, które szumnie nazywa się przedmieściem, a chociaż do granicy miasta są ze dwa kilometry, to jednak jest to trochę wioseczka.
Ale, jak już wspominałam, gapienie się raczej mi nie przeszkadza i zazwyczaj je po prostu ignoruję. Jest w porządku póki nikt mnie nie wyzywa od dziwek - a to się zdarzyło. Paradoksalnie, byłam wtedy antytezą pani negocjowanego afektu, tylko moja twarz i ze dwa centymetry szyi pozostawały odkryte; pan wydedukował, że nie dość, że jestem prostytutką, to jeszcze homoseksualną, gdyż noszę nie tylko spodnie (a one są, le gasp!, męskim ubiorem! Cóż z tego, że 3/4 kobiet w tramwaju miało spodnie) ale jeszcze cylinder (pan nie zdawał sobie sprawy ani z istnienia cylindrów ujeżdżeniowych, które są neutralnym nakryciem głowy, a kobiecy duński strój ludowy to już byłby dlań kosmosem)... I w ogóle przepraszam bardzo, ale zachowałam się jak porządna kobieta i w zamkniętej przestrzeni kapelusza nie zdjęłam!

When I was travelling by bus and then strolling around the city center I just waited for someone to kindly tell me that not only Castle Party ended some time ago, but I'm also in the wrong city... Well, no one dared to do it, what a shame. Only some young guys in patriotic wear (okay, it's kind of a Polish phenonena? Anyway, such "patriotic wear" is very kitsch, in a bad way, and often disrespectful towards symbols/events) stared at me quite abviously and I can say they were a bit terrified too >D Well, rest of the bus passengers stared at me too, maybe more discreetly - actually, if I dress up more less normal people will stare anyway, probably because of my, gasp!, dreadlocks (I have just two neat dreadlocks at the back of my head); but that's the charm of living in the village-turned-into suburbs, I guess.
But as I have mentioned before, people looking at me aren't a big problem and I usually ignore that. It's okay until no one call me a whore - yup, that happened. To add some more absurd to this situation, I was dressed really non-provocative - like, only my face and about two centimeters of my neck were uncovered?; but the older man who called me a whore conducted and impressive deduction process that lead him to conclusion that I am one, and, what is more, I am a homosexual (as if it was something offensive...) because I... not only wear trousers (and those are, le gasp!, manly! It didn't occur strange to him that, like, 3/4 of womens travelling by tram wore trousers as well), but also a tophat (well, there's something like a dressage tophat, which is an unisex headwear? And traditional Danish outfit for women would give this man a stroke, probably)... And well, excuse me, I acted like a real well-mannered woman, I didn't take off my hat when indoors!


Ale dosyć poświęcania uwagi niepozytywnym ludziom, którzy na takową nie zasługują. Chociaż, trzeba przyznać, że przynajmniej miałam jaką-taką historię na wstęp. Bo i niewiele potrafię o zaprezentowanym asamblażu powiedzieć - ot, nie wiedziałam w co się ubrać, prócz tego, że ma być ciemne i koniecznie muszę założyć dopiero co zdobytą spódnicę. Wyszło trochę ponuro i nieco jakbym próbowała za bardzo. Miałam to uczucie aż do wyjścia z domu; w sumie zadziwiająco często wydaje mi się, że przesadzam czy noszę się kompletnie bez ładu i składu. W końcu te wątpliwości odpuszczają (zazwyczaj po stwierdzeniu że w porównaniu do niektórych to wyglądam jak człowiek lub też zwyczajnym olać to, ja się czuję dobrze), ale samo to, że istnieją sprawia, że martwię się iż te wątpliwości pewnego dnia staną się zbyt duże i sprawią, że zakopię się w bezkształtnych rzeczach bez charakteru. Owszem, zdarzają się dni, kiedy zasuwam w męskiej bluzie, kurtce do jazdy konnej i najbardziej zajechanych spodniach, ale to zwykle dlatego, że wymaga tego sytuacja (czyt.: łażenie po krzakach, cięcie drewna na model) lub ponieważ zwyczajnie jestem tak zmęczona, że nie potrafię wyglądać, jak i również nie potrafię się przejąć tym, że komuś może się nie podobać taka wersja sautee. 
Ale czasami ubiór pomaga mi wymusić na sobie konkretne odczucia i konkretne zachowania. Nie nazwałabym tego przebieraniem się, bynajmniej - jako, że we wszystkim co noszę czuję się naturalnie i dobrze (pomijając te pojawiające się czasami wątpliwości, bo chcę jednocześnie osiągnąć oryginalność i być akceptowana, ale to dłuższy temat na kiedy indziej), to jest to raczej wzmacnianie we mnie samej pewnych postaw, uczuć, czy cech mojej osobowości. Tak, czuję się mroczną wiedźmą/żałosnym dzieckiem próbującym w gotyk >D

But, enough about people who don't deserve any attention. But, I must admit, that made some non-boring story to write as the beginning of the post. Because honestly, I don't know what I can write about this outfit - I just wasn't sure what to wear, beside that it must be black and that I really want to show my new skirt. It turned out quite dark and maybe as if I was trying too hard. I felt this way until I stepped out of the house (so there was no way back >D ), and I have it suprisingly often, impression that I'm overdressed or everything is chaotic and just too much. In the end, those doubts just dissapear (usually after thoughts like "But hey, I'm not dressed in the worst way, when you compare me to random people" or just "well, screw it, I'm feeling good"), but their existence makes me anxious a bit - like, what if one day those doubts will be to strong to overcome and I will end in boring, "safe", misshapen wear? Of course, there are the days when I'm walking around in men's sweatshirt, horse riding jacket (which is damaged like hell) and plain old jeans, but it's for a purpose (like, walking around in the bushes, or cutting the wood for a model in the workshop) or just beacuse I'm so tired that I just cannot into looking good and don't give a damn if someone likes this sautee version of me or not.
But sometimes a certain outfit helps me to feel in a certain way or force myself into a role for today. I wouldn't say it's dressing up, as for a carnival, because I feel comfortable and like me in everything I wear (if we skip those doubts I have sometimes... Desire of expressing oneself and fitting in at the same time is another topic for another time), it's more like enhancing some feelings or parts of my personality. Yup, I feel like a dark witch/kid who desperately tries to be goth >D
Zdjęcia tym razem wykonane zostały na dziedzińcu Kościoła Paulinów na Skałce, przed bramą i koło zejścia do sadzawki świętego Stanisława - która, nota bene, była kiedyś prawdopodobnie świętym słowiańskim źródełkiem. Ładnie się złożyło z roztaczaną przeze mnie aurą okultyzmu i proszenia się o spalenie na stosie >D
Sam kościół mogę podsumować stwierdzeniem wielce barokowy. Mam bardzo mieszane odczucia względem baroku, bo i on sam jest bardzo nierówny - sama preferuję uporządkowany wczesny barok jezuicki w architekturze, przytłaczający skalą, a nie ilością formy; a kościół Paulinów to gotyk dojrzały jak się patrzy. W ogóle bawi mnie to rozumienie baroku jako przeciwności renesansu, pełnej uroczych pierdółek, przeładowanej kolorem i złotem i ogólnie będącej chaosem, w kontraście do harmonii i symetrii Odrodzenia; to się dzieje, jak się w jedno sklei barok i rokoko, a także uzna, że jeden styl panował niepodzielnie wszędzie, bez krajowych odmian; nawet w gotyku międzynarodowym zachodziły bardzo subtelne różnice, a miał być stylem uniwersalnym.
Ale wracając do kościoła na Skałce... głupio się przyznać, mieszkam od urodzenia w Krakowie, uczyłam się o tym kościele do matury, przechodziłam koło niego nie raz, nie dwa, a... nie miałam pojęcia, że jest w tym konkretnym miejscu, a przy robieniu zdjęć pierwszy raz zobaczyłam dziedziniec oraz fasadę na własne oczy; wnętrza nie, gdyż barokowe wnętrza mnie nie rajcują, ja prostym człowiekiem jestem, proste rzeczy lubię, chyba że mówimy o gotyku płomienistym >D Ale muszę przyznać, że zarówno brama, jak i zejście do sadzawki stanowią wyjątkowo wdzięczne tło, jak i temat fotografii sam w sobie. Może nieco sztampowy i romantyczny (zwłaszcza sadzawka, ale chodzi tu o romantyzm w popkulturalnym ujęciu; gotyckie romanse, zniszczone cmentarze, ogrody angielskie, te sprawy), ale hej, nieco kiczu nikogo nie zabiło. Zresztą, sama architektura, mimo iż ma w sobie jakąś pretensję, to kiczowata nie jest, jedynie jej wykorzystanie >D

I niestety (chociaż znów nie wiem, czy kogokolwiek to obejdzie) nastąpi kolejna przerwa w nadawaniu, ponieważ urywam się nad morze, do stajni. Internet prawdopodobnie mieć będę, jak doczłapię do miasta i znajdę kawiarnię z wifi, także no. A chociaż mam już prawie gotowy kolejny post, to nie pojawi się on za tydzień, bo automatyczna publikacja na Blogspocie mnie nie lubi i współpracować nie chce. Może i dobrze, przynajmniej będę miała co wrzucić jak wrócę, bo chyba jeździeckie zdjęcia to nie jest coś, na co niewtajemniczonym chciałoby się patrzeć (a wtajemniczeni zjedzą mnie prawdopodobnie za kiepski dosiad).

This time, photos were taken at the courtyard of one of Cracow's churches (I just don't know how to translate the name, the most literal would be Church on the Rock, but that sounds silly :'D ), at the gate and near the fountain of Saint Stanislav, which, that's worth mentioning, originally was a place of pagan worship. It composed nicely with my vibe of looking occult and like if I was asking to be burned on a pyre >D
The church itself can be summed up by saying it's... very baroque. I have some mixed feelings towards baroque, because as a style it's very uneven and varied - I personally prefer early Jesuitic architecture, overwhelming with scale, not with quantity; and this church is done in style of late/mature baroque, so yeah. In general, I find it kind of funny that baroque is often understand as being the total opposite of the Reinssance, with all that gold, little cute details, chaos and generally overdoing everything, whereas Reinssance is depicted as the style of harmony; but well, that misoception happens when you blend rococo and baroque into one, and when you think that certain style was homogenous everywhere, no differences between the countries; for heaven's sake, even in the international gothic you can see some subtle differences, and it was the closest to the universal style that you can get in architecture's history.
But going back to this church... I feel ashamed to confess that, since Cracow is my hometown and I've learned about this building for my final exams, I was passing by quite regualry, and... I wasn't aware it was here, in that very place. And this photoshoot was the first time I have seen the courtyard and church itself in person; despite church being open, I didn't go inside, because baroque interiors aren't my thing, I'm a simple girl, I like simple things (with exception for flamboyant gothic >D ).  But I must admit, that this place makes a very nice background for photos, or a subject for those. Maybe a bit cliche and romantic (in popcultural sense; you know, gothic romances, abandoned graveyards, English gardens, such stuff), but hey, a little bit of kitsch never killed nobody. And well, architecture itself isn't kitsch in any way, it's just the way you show it >D

And unfortunately (again, I don't think that anyone will be concerned about that) there will be a break in regular posting again. I'm going away to the seaside, staying at my favourite stable. I would probably have the Internet only if I will make myself to go into the nearest town and find a cafe with Wi-Fi, so. And even though I have the next post almost ready, I won't post it next week, because automatic publication on Blogspot hates me and doesn't want to cooperate. Maybe that's actually good, I will have something to post when I come back, because photos from the stable, horse riding and such stuff won't be interesting for people who aren't into it (and those who are would probably lecture me on my bad posture).

Choker - Made by me || Blouse - Thrift shop || Belt - Ebay || Skirt - Thrift shop || Bag - Medicine || Shoes - Ara

3 komentarze:

  1. Sama lubię dredy, ale takowych nie posiadam, ale twoje to po prostu 2 cuda ! Stylizacja bardzo ładna, a zdjęcia boskie ! :)



    Pozdrawiam i zapraszam do siebie, Paputeq 

     
      


        

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęcia mają w sobie cień buntu. Świetnie wyszłaś, A po za tym zazdroszczę ci rudych włosów ❤
    Pozdrawiam
    Kaktusowy Sad KLIK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żebym ja chociaż była naturalnie ruda... </3
      Ale dziękuję i tak.

      Usuń