piątek, 2 września 2016

The sea witch



Kocham, wręcz czcią nabożną otaczam prerafaelitów, a w sumie to i cały ruch Arts and Crafts, ale to na prerafaelitach chciałabym się skupić. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie reprezentowali oni jakichś wybitnych technik malarskich (może za wyjątkiem Millaisa) i nie mają tutaj większych zasług, dla niektórych prerafaelickie obrazy są wręcz kiczowate. Nie mówię nie, może rzeczywiście takie się wydają przez tematykę i bardzo gładki sposób nakładania farby (brak widocznej pracy pędzla) i w ogóle sfumato jeszcze mocniejsze niż u Leonarda da Vinci, wręcz wrażenie oglądania obrazu przez zawilgocone oczy, no ale wciąż nie jest to poziom obrazu z jeleniem na rykowisku czy nadmorskiego wschodu/zachodu słońca. Także ten, uważam, że mogę się zachwycać Rossettim i spółką z takim tycim tycim poczuciem wstydu.
Ale najbardziej z całego bractwa lubię Waterhouse'a. Naprodukował się ten człowiek obrazów od groma, głównie w tematyce średniowiecznej (sagi arturiańskie i podobne klimaty) oraz mitologii, w tym i greckiej. I tu dochodzimy do tematu głównego tego postu, mianowicie - wiedźmy morskiej Kirke. >D Nie zostawiam wiedźmowej tematyki, tylko podaję ją w wersji nieco bardziej egzotycznej. Jednakże zajmijmy się Kirke. I Waterhouse'em, któremu zdarzyło się takową raz czy dwa namalować. Strasznie podoba mi się to, jak Kirke na tych obrazach wygląda - w lekkim dezabilu, oczywiście kusząca - jednak nie jest to tania erotyka akademizmu - ale jednocześnie mająca w sobie coś niebezpiecznego, podstępnego. I jednocześnie z obrazu, przynajmniej jak dla mnie, bije naturalność; nie jest jak Wielka Odaliska Ingresa, którą autor maluje dla samego pokazania nagości ku uciesze widza (głównie męskiego; w ogóle spotkałam się z teorią, że akty kobiece, i właściwie tylko kobiece, bo ze świecą szukać męskich, w akademizmie były taką jakby przyzwoitą pornografią dla wyższych sfer). Ale może to tylko moje pseudofeministyczne gadanie :'D

I adore, I even worship the Pre-raphaelites, and all the Arts and Crafts movement in general, but I would like to focus on Pre-raphaelites today. I know that they actually doesn't represent very elaborated or interesting painting techniques (maybe with an exception for Millais) and they don't have any big merits, and for some their paintings are a bit kitsch. I don't disagree, they may seem to be so, mainly because of the themes and very smooth way of putting the paint on canvas (no brush strokes visible) and in general, sfumato stronger than one of the Leonardo da Vinci, you get an impression of looking with a slightly wet eyes, but that's not the level of kitsch that's represented by a painting of a deer on a rut or another sea sunset/sunrise landscape. Therefore I think that I can enjoy works of Rossetti and the others with only a tiny bit of shame.
But from this brotherhood, I like Waterhouse the most. He painted a lot, mainly stuff related to medieval-ish period (Arthurian saga and similar things) and mythologies, Greek one included. And there comes the main topic of this post - Circe, the sea witch >D I don't abandon witchy aesthetics so easily, just spice them up a bit with an oriental twist. But lets go back to Circe and Waerhouse, for whom she was a subject of painting once or twice. I really, really like how she is depicted - in a light dishabille, of course a seductress - but it's not a cheap erotica of academicism - but at the same time she is dangerous, sinister. And at least for me, there's a sensation that her partial nudity is natural, that she owns it; not like Ingres's Great Odalisk which was painted just to show a woman in the nude for the viewer's pleasure (and the viewer was usually a man; I have heard a theory that in fact paintings of female's nude, and it's hard to find any of male's in academicism, was kind of an appropriate soft porn for the gentry). But that's just my pseudo-feminist rambling. 
Kirke w obrazie Circe Invidosa jest główną inspiracją mojego ubioru; i to nie chodzi tylko i wyłącznie o strój morskiej wiedźmy, czyli ciemnobłękitny (chociaż to w sumie zależy od oświetlenia, w jakim wykonano zdjęcie obrazu lub skan, bo na niektórych jest w nieoczywisty sposób zielononiebieski lub nawet szmaragdowy) peplos, zsunięty z jednego ramienia, ale o ogólną tonację obrazu - czyli nasycone, ciemne, ale jednocześnie jakby rozświetlone od wewnątrz barwy - jak kamienie szlachetne czy witraż, od ciemnych błękitów, po owe zielonkawości, jak i czerń czy nieśmiały nieco, płowy jakby brąz. Tę kolorystykę odtwarza w sobie moje kimono - przez które, swoją drogą, nieco namęczyłam się przy edycji, bo mimo iż zielone, na zdjęciach uporczywie wychodziło wypłowiale turkusowe - oraz labradoryt, który zależnie od światła przechodzi od wiosennej, pistacjowej zieleni aż do błękitu nocnego nieba, lub też pokazuje o wiele subtelniejsze przejście z jednych niebieskości do drugich, do tego żyłkowanych czernią.

Circe in painting Circe Invidosa is my main inspiration for this outfit; but that's not only about sea witch's deep blue (it actually depends on lighting, I saw some copies of the painting where it was sea green) peplos, falling from one of her arms, it's about the general colour scheme of the painting - saturated, dark, but at the same time with a kind of an light from the within, colours - like gemstones or stained glass, starting from dark blues, to the green-ish ones, and a touch of black or a bit faded brown. The scheme is similar in my kimono - which, by the way, caused some problems while editing photos, as it turned out as washed-out turquoise, not a deep blue-green - and labradorite necklace, which, depending on light, shows a gradient from pistachio green into night sky blue, or, as seen below, more subtle change from one shade of blue to another, with linear accents of black.
Chociaż mogłabym też powiedzieć, że ogólnie czerpię inspirację z kobiet Waterhouse'a, nie tylko w samej linii mojego ubioru - fałdzistego, długiego, z rozszerzonymi rękawami (tu akurat kłaniają się Ofelie i inne Lady of Shalott), ale nawet kolorem i fakturą włosów >D

But I could say that I'm in general inspired by Waterhouse's women, not only in terms of my outfit - draped, long, with bell sleves (but in this case it's a more Ophelia or Lady of Shalott thing...), but also when it comes to the texture and colour of my hair >D
Necklace - Sadir Jewelry || Rings - Six, Primark || Bracelet - Antique shop || Kimono - Vila || Top - ??? || Belt - Ebay || Skirt - New Look || Shoes - ???

3 komentarze:

  1. Podrzucałabyś linki do obrazów, do których się odnosisz - nie każdy jest historykiem sztuki; mi to się jeszcze chce tego szukać, jak nie kojarzę po nazwie - a NIGDY nie kojarzę, bo nie jestem historykiem sztuki 8D - ale czy komukolwiek innemu... >D
    Krój tej narzutki mi jakoś nie pasuje, coś mi zgrzyta między tym przodem sięgającym bioder a smukłą wiedźmowatością sukienki i tego obrazu z Kirke. Przyznam, że na ostatnim zdjęciu całości wygląda to najrozsądniej >D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mea maxima culpa :< Mam ten głupi zwyczaj uznawania wszystkiego co sama wiem za oczywiste.
      Welp, mogłam w sumie objąć narzutkę pasem, jak teraz tak na to patrzę. Weszłaby pod spód spokojnie i dodałaby objętości górnej części tułowia, byłoby bliżej do peplosu :v

      Usuń